czwartek, 14 listopada 2013

Dziewięć.

Czułam się dziwnie. Strasznie dziwnie. Coś nieprzyjemnego ściskało mnie w żołądku, w gardle miałam wielką gulę, zamiast mózgu jakąś papkę, a ręce tak mi drżały, że kiedy robiłam sobie oko, eyelinerem przejechałam pod same brwi. I albo świat dawał mi znaki, że to nie jest mój dzień i nie powinnam ruszać się z domu, albo... Nie, to był chyba jedyny powód tego całego pecha.

Więc jakim sposobem miałam się niby dzisiaj spotkać z Harrym i przypadkiem nie zrobić z siebie idiotki.? Już i tak nieźle wypadłam, mdlejąc na sam jego widok. Zupełnie jak zdesperowana, zakochana faneczka. A przecież miałam się wyróżnić, sprawić, żeby mnie zapamiętał. W ten pozytywny sposób, oczywiście, a nie jako jedną z tych, która od namiaru emocji pada na ziemię.

I jeszcze zachowanie Louise...

Ta wariatka specjalnie zwracała na siebie uwagę, żebym przypadkiem nie zrobiła na Harrym dobrego wrażenia. I to tylko i wyłącznie po to, żeby ona miała spokój. Ale skoro tak postawiła sprawę, już ja zrobię tak, żeby tego spokoju nie doznała... Chciała wojny.? To ją będzie mieć.

Na samą myśl o tej debilce, moje palce same zacisnęły się w pięści. Miałam ochotę udusić tą idiotkę. Ale zamiast tego szybko zgarnęłam z umywalki wszystkie kosmetyki. Z tymi całymi nerwami dalsze malowanie sensu nie miało. Lepiej było po prostu pojechać wcześniej do Juls i zdać się na jej technikę w upiększaniu innych. Więc nie czekając na żadne zbawienie postanowiłam się dłużej nie wygłupiać i znaleźć gdzieś tatę. Bo na pewno prosić tej kretynki o podwożenie nie będę...

Trzymając w ręku kosmetyczkę, ruszyłam ku drzwiom. Zastanawiając się, gdzie mogłabym o tej porze znaleźć ojca, odsunęłam wszystkie zamki (każdy kto ma rodzeństwo wie, że w łazience trzeba się chronić) i z zamachem wyparowałam z łazienki.

Prosto w łapska Louise.

Cholera.

- Uważaj, debilko. - syknęła tylko, patrząc na mnie nienawistnie. Oczywiście z góry, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło. Czemu ona musi być taka wysoka do cholery.?! Kiedy jednak przypomniałam sobie piękne polskie powiedzenie "Wysoki jak brzoza, a głupi jak koza", uśmiechnęłam się z wyższością i posyłając tej debilce władcze spojrzenie, ominęłam ją zgrabnie.
- To ty patrz jak chodzisz. - rzuciłam, nawet się nie odwracając. A słysząc jej westchnienie politowania, naszła mnie przemożna ochota by jej dopiec. I zdecydowanie nie zamierzałam z tym walczyć... - Przestań się w końcu wydurniać i zakładaj okulary, jak ci lekarz kazał. - dochodząc do skraju schodów, odwróciłam się na moment do niej i posłałam fałszywy uśmiech. - Scott i tak jest debilem, pewnie nawet nie zauważy, więc nie masz się co bać, że mu się nie spodobasz. - syknęłam.
- Pytał cię ktoś o zdanie.? - kretynka zmarszczyła tylko brwi, przez co jej twarz nabrała kompletnie idiotycznego wyrazu. Aż się uśmiechnęłam na ten widok.
- Ja się tylko martwię o zdrowie mojej siostrzyczki. - rzuciłam z lekkością, czując coraz bardziej pogłębiającą się satysfakcję z tej idiotycznej wymiany zdań. Jakieś dziwne uczucie przyjemności zaczęło mnie zalewać, gdy tylko na twarzy Lou pojawił się grymas zupełnego niezadowolenia.
- Idź, bo ci jeszcze Harruś zwieje. - uśmiechnęła się wrednie gdzieś między tym wszystkim, dając mi tym samym idealne pole do popisu.
- To nie Scott. - mruknęłam, wzruszając niewinnie ramionami. Ha, szach i mat, ruda małpo.!
- Kiedyś dopadnę cię w takim miejscu, gdzie nie będziesz miała się gdzie schować. - twarz Lou w sekundę przybrała jakiś bardziej groźny wyraz. Trochę mnie to przeraziło, nie powiem, zwłaszcza kiedy podeszła do mnie i zbliżyła swoją twarz niebezpiecznie do mojej, ale dzielnie udawałam, że mnie to nie rusza. - I uwierz mi, to będzie ostatni dzień twojego życia. - wycelowała we mnie swój palec wskazujący, zupełnie jak czarownica, rzucająca klątwę. W połączeniu z jej miną, dało to piorunujący efekt. Na szczęście krótki, bo po chwili ta kretynka zniknęła za drzwiami swojego Królestwa Ciemności.

Idiotka...

Jeśli myślała, że się jej boję, to się kurczę grubo myliła. Nie wierzyła we mnie, okej. Nie rozumiała potęgi chłopaków, okej. Ale odciąganie mnie od Harry'ego na sucho jej nie wyjdzie. Jeszcze jej pokaże...

I jakby na potwierdzenie tych myśli, wydobyłam z kieszeni telefon, jakoś automatycznie wchodząc w skrzynkę odbiorczą. Stamtąd natychmiast dotarłam do tej całej korespondencji z nikim innym jak właśnie z Harrym. I uśmiechając się tryumfalnie, otworzyłam ostatni  i jednocześnie moją ulubioną wiadomość, którą kiedykolwiek od kogokolwiek dostałam.

"Już nie mogę się doczekać xx"

Oj tak, ja też nie mogłam...

Chociaż gdyby wziąć pod uwagę kolejną falę mdłości i tą dziwną miękkość w nogach... Może jednak nie chciałam tam jechać.?

Na szczęście miałam jeszcze kupę czasu na zastanowienie się. W trakcie jazdy do Juls, gdy będę musiała wziąć coś na uspokojenie, przebrać się, wziąć coś na uspokojenie, umalować się i wziąć coś na uspokojenie...

Kurczę, tyle rzeczy, a tak mało czasu... Gdzie do cholery był tata.?
***

- Niech mi ktoś powie, który geniusz poprosił o apartament z jedną łazienką.? - pisnąłem, dreptając w miejscu zupełnie jak jakaś panienka na widok wyprzedaży. Ale naprawdę miałem już dosyć oglądania tych przeklętych łazienkowych drzwi od zewnątrz, zwłaszcza, że moje własne wnętrzności już całkiem boleśnie zaczęły przypominać o tym, że mój pęcherz wbrew pozorom wcale nie jest z gumy. No lać mi się chciało jak stąd do Seattle, ale niestety nowe oblicze Stylesa blokowało cały ruch.
- Ty sam. - Niall, stojący obok mnie z nieznanych mi przyczyn, postanowił wkurwić mnie jeszcze bardziej. - Po tym jak El cię opieprzyła, że znowu...
- Jezu, czy chciałem odpowiedzi.? - wrzasnąłem donośnie, przerywając mu dalsze genialne stwierdzenia. - To było pytanie retoryczne.!
- Dobra, nie unoś się tak, bo ci jakaś żyłka pęknie. - chłopak tylko uniósł ręce w obronnym geście, ale sądząc po tych kurwikach w jego oczach, wcale nie zamierzał przestać. Moja wina.? No kurwa to była moja wina.?!
- Zresztą sami się zgodziliście. - prychnąłem, nie chcąc dać się wpędzić w żadne wyrzuty sumienia. Oni też przecież mogli pomyśleć. Zwłaszcza Horan, nie torturowany przez żadną siłę wyższą...
- Bo nikt nie podejrzewał, że oprócz ciebie urośnie nam jeszcze jedna diwa. - blondyn skinął głową na drzwi łazienki. I wcale nie poczułem, że tymi słowami chciał obrazić Stylesa...
- Po co ty tu w ogóle stoisz.? - spojrzałem na niego z ukosa, mając już serdecznie dosyć jego widoku. - Idź sobie coś zjedz. Albo rzuć się z okna... - zaproponowałem, w duchu licząc, że naiwniak skusi się na drugą opcję. Na szczęście, ruszył dupę, oddalając się ode mnie na bezpieczną odległość. Nie zdążyłem jednak nawet ucieszyć się z odzyskanej wolności, kiedy do korytarza wparował nagle Malik, z jakimś szaleństwem na twarzy rzucił się na drzwi do łazienki. W sumie całkiem przyjemnie było patrzeć jak z całą siłą, na jaką na nie napierał, nagle się od nich odbił.
- Hazz nadal się pindrzy.? - spojrzał na mnie z bólem w oczach, i nawet nie czekając na odpowiedź przykleił się do drzwi i zaczął walić w nie jak opętany. - Kurwa, idioto, pospiesz się.!
- Nie pali się.! - Hazz niespodziewanie krzyknął niewyraźnie. Pierwszy raz od pół godziny. A już myślałem, że się utopił.
- Ale lać mi się chce.! - mulat dodał do akompaniamentu kopanie w drewnianą powierzchnię, w dodatku z takim zaangażowaniem, że ledwo trzymały się w zawiasach. - Ruchy.! - wrzasnął nagle głosem niczym z horroru o egzorcyzmach i tak rąbnął w drzwi, że praktycznie usłyszałem jak ich konstrukcja jęczy z bólu.
- Człowieku, jest kolejka. - z lekką niepewnością kulturalnie pociągnąłem Malika za kraniec koszulki, przez co niechcący zatrzymał się na ścianie. - Byłem tu pierwszy.
- Zlituj się, Tomlinson. - Malik spojrzał na mnie z takim błaganiem, że nawet moje pozbawione empatii serce zadrżało delikatnie. - Jeszcze chwila i mi jaja urwie. - złapał się za omawiane miejsce i zaczął podrygiwać do rytmu. Serio, wyglądało to cholernie komicznie. Zwłaszcza w połączeniu z przejętą miną.
- Dobra. - chrząknąłem, starając się powstrzymać napad śmiechu. Ale przecież nie będę chłopaka kompromitować... - Ale to i tak nie ode mnie zależy... - stwierdziłem i skinąłem głową na drzwi do łazienki, które nadal pozostały niezdobytą twierdzą.
- Do cholery, Styles.! - Malika znowu opętał ten podejrzany demon, z całym tym swoim koncertem kopania i dobijania się. - Codziennie paradujesz nam przed nosem z gołym tyłkiem, a teraz się wstydzić zacząłeś.? - pisnął, powodując kolejne parsknięcie śmiechem z mojej strony. Tu trafił idealnie... - Otwórz te drzwi do kurwy.! - rzucił przejętym i kompletnie pozbawionym nadziei tonem. I dokładnie w tym momencie drzwi jakby magicznie się uchyliły.
- Czy człowiek nie może mieć nawet chwili spokoju.? - Hazz wychylił się zza nich niepewnie, zaraz jednak został stamtąd wyciągnięty siłą Malikowych dłoni. - Ej.! - pisnął niezadowolony, kiedy jego okryte jedynie ręcznikiem ciało odbiło się od ściany. Dokładnie w momencie, kiedy Zayn barykadował się już w łazience. - No co za debil... - Hazz westchnął cierpiętniczo, jedną ręką przytrzymując biały ręcznik ledwo trzymający się na biodrach, drugą natomiast przeczesując swoje dziwnie układające się loki. - I czemu się gapisz.? - warknął, marszcząc brwi, gdy zauważył moje zainteresowanie tą jakże niewielką zmianą w jego wyglądzie... A jednocześnie tak zabawną, że natychmiast śmiech wyrwał się z moich płuc.
- Ładne włoski, Styles. - sięgnąłem dłonią do tych jego loków, które dzisiaj były wyjątkowo celnie ułożone. - To nad nimi tyle pracujesz.? - spojrzałem na niego uważnie, kiedy zdegustowany rąbnął mnie w rękę.
- Odczep się. - prychnął, krzyżując przedramiona przed sobą. - Prysznic brałem.
- Godzinę.? - rzuciłem mu pełne politowania spojrzenie. Czy on myślał, że ja jestem niedorozwinięty.? - Uważaj, bo ci jeszcze przypadkiem uwierzę. - mruknąłem, zastanawiając się w duchu jak mógłbym się z niego ponabijać. I już sekundę później miałem nawet pomysł. - Jak ładnie poprosisz to ci powiem co zrobić, żeby ogarnąć tą twoją szopę. - uśmiechnąłem się do niego zachęcająco i praktycznie rąbnąłem o podłogę widząc jego pełną przerażenia minę.
- Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mnie z prostownicą, to przysięgam, przez najbliższe trzy miesiące nie będziesz miał czym dotknąć Els. - zagroził poważnie.
- Kto tu mówi o prostownicy.? - wyparłem się jego oskarżeń, nie mogąc jednak powstrzymać zwycięskiego uśmieszku. Który był kompletnie nie na miejscu, bo przecież widać było jak chłopak się stara... Może nawet trochę za bardzo. - Moim zdaniem jak za bardzo się wypacykujesz, tylko stracisz w jej oczach. To ostra dziewczynka, nie możesz być bardziej babski od niej. - stwierdziłem, w zgodzie z własnym sumieniem. No bo czy to nie było logiczne.? Skoro laska była twarda, to i facet musiał spełniać jakieś wymagania. I będąc zupełnie szczerym, ten stojący przede mną fascynat kotów jakoś kiepsko się w to wpasowywał. Ale skoro chciał...
- Człowieku, słowa z nią nie zamieniłeś. - machnął nagle ręką w jakiś przejęty sposób. - Jakim sposobem miałbym cię niby posłuchać.?
- Bo jestem starszy, kochanie. - kiwnąłem poważnie głową. - Bardziej doświadczony. Poznałem takie tajniki kobiecej psychiki, do których ty się nawet nie zbliżysz.
- Co ty gadasz.? - Styles tylko zmarszczył brwi i pokręcił głową, jakby chcąc wyrzucić z niej nieprzyjemne myśli.
- Jesteś jeszcze za gówniaty na to. - wyszczerzyłem się, chcąc mu pokazać jak bardzo ta wiedza jest zakazana. A ten debil tylko przewrócił oczami.
- Lou, szczerze. - westchnął, przybliżając się do mnie niespodziewanie. I uważnie spojrzał mi prosto w oczy. - Ty coś brałeś dzisiaj.? Wypiłeś coś, co podejrzanie świeciło się na zielono.? A może zjadłeś coś, co należało do Nialla i rąbnął cię tak, że już kompletnie ci się w głowie poprzewracało.? Biedny, Boobear... - z fałszywą litością złapał mnie za ramiona i przycisnął do siebie o wiele za mocno. Co było mega dziwne, bo facet był niekompletnie ubrany.
- Gdzie mi tu z łapami... - wyrwałem się w sekundę, poprawiając wszystkie podwinięcia ubrań, które ten debil mi zafundował. - Najpierw się ubierz, potem możesz mnie macać. Czuję się niekomfortowo. - przejechałem palcami przez grzywkę, starając się nadać jej poprzedni kształt. I jednocześnie w oko rzucił mi się ten chytry wyraz twarzy, który pojawił się na facjacie tego idioty. - Ej, przestań się tak szczerzyć. - zagroziłem, czując wielki niepokój. On coś kombinował... - Styles... Harry.! - wrzasnąłem, gdy znowu mnie obezwładnił. Ale on oczywiście w ogóle się tym nie przejął, już po chwili przygwożdżając mnie do podłogi. - Hazz, do cholery.! - jęknąłem głucho, pod naporem całego jego cielska. Boże, on wcześniej słonia zjadł, czy jak.?!

Ten małpolud ważył tyle, że w ogóle nie miałem szans na jakikolwiek ruch. Mogłem się rzucać, kopać i gryźć, a on i tak tego nawet nie zarejestrował, śmiejąc się jak pozbawiony mózgu goryl. - Złaź ze mnie debilu... - zagroziłem, próbując w jakikolwiek sposób się wydostać. Co było w ogóle niemożliwe. Nawet kiedy Harry odstąpił trochę swojej uwagi Malikowi wychodzącemu z łazienki z miną niewyobrażalnej ulgi.

- Boże, ludzie, nie w korytarzu. - zdegustował się jednak naszą pozycją, marszcząc przy tym nos w durny sposób. - Idźcie, nie wiem, do pokoju...
- Zayn, Zaynuś, to jest napad... - pisnąłem błagalnie, licząc na jego wrażliwą naturę. Bo tylko on mógł mi teraz pomóc. - On mnie molestuje... Pomóż mi. - wyszeptałem, dla dodania wszystkiemu dramaturgii.
- Hazz, słyszałeś kiedyś o złym dotyku.? - Malik na szczęście wziął mnie z obronę. Zdecydowanie najlepszy z niego przyjaciel...
- No właśnie... - natychmiast podjąłem temat. - Zamknę się w sobie. Do nikogo się już nie odezwę. Możesz już szukać dobrego psychoterapeuty. - spojrzałem na niego uważnie, z nadzieją, że odpuści. Ale jak to bezmózgie dziecko, nadal nie jarzył o co chodzi.
- Zresztą... - mulat uśmiechnął się nagle chytrze. - Nie powinieneś tego zostawić dla rudej.? - spojrzał na Hazzę uważnie, uśmiechając się tak wrednie, że natychmiast parsknąłem śmiechem. - Nie trać sił, chłopie, bo się dziewczyna rozczaruje.
- No jeśli to taka tygrysica, jak mówił Niall... - dodałem, patrząc od dołu na pełną powagi minę Stylesa. - Jak się nie postarasz, będzie z tobą kiepsko.
- Czaisz.? - Malik zaniósł się zaraźliwym śmiechem. - Udaje mu się ją zbajerować, wychodzą wcześniej z imprezy, a po godzinie Hazz wraca z takim limem. - zakreślił koło wokół całej twarzy, chcąc zilustrować całą sytuację. I natychmiast dotarło to do mojej wyobraźni, rozśmieszając obezwładniająco.
- Żeby to tylko na tym się skończyło... - wysapałem między kolejnymi atakami śmiechu, wyobrażając sobie setki tortur, jakim dziewczyna go podda, kiedy tylko Hazz jej nie zaspokoi.
- Ha ha ha. - ironia Harry'ego dotarła do mnie jak zza jakiejś ściany, więc nie poświęciłem jej zbyt dużo uwagi. - Bardzo zabawne, naprawdę. - dopiero gdy chłopak podniósł się ze mnie i ruszył do drzwi, zarejestrowałem, że jestem wolny.
- No i dokąd, skarbeńku.? - podniosłem się na ramionach, patrząc za nim uważnie. A gdy się odwrócił, poruszyłem brwiami. - Jak coś, to możemy potrenować.
- Pf. - prychnął, opierając się nonszalancko o drzwi. - Teraz to ja nie chcę. - rzucił wyniośle, już po chwili znikając za nimi bezpowrotnie.
- Ej, ej, ej, momencik.! - natychmiast poderwałem się z podłogi, odrzucając całe rozbawienie. Bo znowu mi zamknęli dostęp do toalety... - Hazz, do cholery, ja też muszę do łazienki.! - syknąłem groźnie, robiąc dokładnie to samo, co Malik wcześniej. Czyli dręcząc drzwi. Kiedy jednak nie doczekałem się żadnego odzewu, kopnąłem w nie z całej siły. - Dobra.! - warknąłem, odwracając się na pięcie i kierując w stronę korytarza. W pokoju obok też musiała być przecież jakaś łazienka...
***

Nie miałam pojęcia co ja tu robię. Zielonego. Wprawdzie byłam podekscytowana, kiedy Juliett udało się jakoś oględnie mnie pomalować, kiedy okazało się, że w tej nowej kiecce wyglądam obłędnie, kiedy wszyscy zgodnie stwierdzili, że z upiętymi w finezyjny sposób włosami prezentuję się absolutnie fantastycznie i nikt mi się nie oprze, kiedy siedziałam w samochodzie, jadąc na spotkanie z własnym przeznaczeniem, nawet kiedy ochroniarze wpuścili nas bez mrugnięcia okiem do części hotelowej, która dzisiaj była zamknięta ze względu na tą całą imprezę. Gdy jednak znalazłam się na ostatniej prostej, czyli korytarzu prowadzącym do sali, skąd już wydobywały się dźwięki muzyki, szczerze zwątpiłam.

Nie chciałam tu być. Nie chciałam widzieć się z Harrym. Nie byłam gotowa. Byłam przekonana, że kiedy tylko go zobaczę, coś mi odwali i zrobię z siebie kretynkę. Gorszą, niż tą, którą już zrobiła ze mnie siostra. A wtedy Harry zupełnie straci mną zainteresowanie. Wolałam więc zawrócić, odpuścić i poprosić o spotkanie w bardziej przyjaznych psychicznie warunkach. Co niestety było niewykonalne, zważając na rękę Juls zaciśnięta na moim ramieniu, która to prowadziła mnie nieuchronnie do przeznaczenia.

- Normalnie nie wierzę... - Juls praktycznie podskakiwała w chodzie, uśmiechając się od ucha do ucha zupełnie niczym pozbawiona rozumu istota. Trochę dziwnie patrzyło mi się na to wszystko, zwłaszcza, że mi do uśmiechu i tego jej ogólnego entuzjazmu było naprawdę daleko. - Za moment znowu spotkamy chłopaków. - kontynuowała, po chwili z przejęciem, patrząc uważnie to na mnie, to na Suz. I zaczęło mi się od tego kręcić w głowie. Zaczęłam się nawet zastanawiać jakim sposobem mogłabym stąd uciec. - Czaicie.?! - głośne wrzaski Juls upewniły mnie jednak, że nie mam w tym najmniejszych szans. - Znowu ich zobaczymy, znowu...
- Nie nakręcaj się. - Suz przerwała to jej gadanie ostrym tonem. I już nawet miałam jej za to podziękować, kiedy nagle napotkałam jej obłąkane spojrzenie. - Jak to ma wypalić, musimy być normalne. Nie śmiać się kretyńsko, nie piszczeć, nie zachowywać się głupio. Normalnie, jasne.? - zagroziła poważnie. - Jak przez którąkolwiek z was stracę szansę na umówienie się z Niallem, pozabijam. Dotarło.? - spojrzała jeszcze raz na Juls, po czym zatrzymała się wzrokiem na mnie. - Dar.?
- Nie, ja nie mogę. - pokręciłam głową, wyrywając swoje ramię z mocnego uścisku Juls. - Wracajmy. - dodałam, odkręcając się na pięcie i wyrywając przed siebie. Manewr dobry, ale nieskuteczny. Suz bowiem w porę złapała mnie za ramię i wróciła siłą na stare miejsce.
- Zaraz, zaraz, zaraz. - boleśnie zacisnęła palce na moim ramieniu, zupełnie, jakby wiedziała, że znowu mam ochotę się wyrwać. - Dokąd.?
- Nie mogę. Zaraz zwrócę. Kiepsko się czuję. - kręciłam głową, starając się nie patrzeć ani na jedną, ani na drugą przyjaciółkę. Już sam ich widok ściskał dziwnie mój żołądek, więc wolałam nie ryzykować.
- Przestań się wykręcać. Szukasz problemu.
- Serio chcesz teraz stąd iść.? TERAZ.? Jak za ścianą jest Harry.?
- Mam ci przypomnieć o tym smsie.? On tam na ciebie czeka. Na nikogo innego.
- Nie po to się chyba tak stroiłaś, żeby on nie mógł tego zobaczyć, prawda.?
- Jak tam wejdziesz, on normalnie padnie trupem jak cię zobaczy. - jak to zwykle w takich sytuacjach, jedna zaczęła mówić przez drugą, tak, że tylko ostatnia wypowiedź w pełni do mnie dotarła.
- Chyba ze śmiechu, jak się wywalę, albo coś. - zironizowałam, obejmując się ramionami za ściśnięty brzuch. 
- Dar, nie denerwuj mnie. - Juls tylko przewróciła oczami, niemalże siłą ciągnąc mnie do wejścia do sali. - Nie odbierzesz mi tej szansy. - syknęła groźnie, kiedy próbowałam się opierać. Widząc jednak, że nie mam żadnych szans, poczłapałam posłusznie za nią. Idąc zupełnie jak na ścięcie. - Bez ciebie tam nie wejdziemy, a ja nie zamierzam... - urwała nagle, kiedy poczuła, że znów wymknęłam jej się z uścisku. Tym razem to jednak nie moja ucieczka, a nagłe zderzenie z kimś dużym i przyjemnie pachnącym, kto dosłownie zwalił mnie z nóg. I nie musiałam nawet patrzeć, od razu poznałam te ciepłe ręce wokół mojej talii.

Harry...

Znowu Harry trzymał mnie w ramionach...

Boże, co to było za przyjemnie uczucie.

- Jesteś cała.? - spytał, gdzieś nade mną, a ze względu na niepojętą bliskość, powietrze z jego ust delikatnie połaskotało mnie w szyję. Natychmiast przez całe moje ciało przeszedł dziwny prąd. Ale niezwykle przyjemny. 
- O matko... Tak, tak. - wyjąkałam, chociaż nie wiem jakim cudem, spoglądając na niego z dołu z pełnym, rozanielonym uśmiechem.
- Całe szczęście. - praktycznie padłam, widząc jak Harry tak po prostu go odwzajemnia. Te usta, te zęby, te dołki w policzkach i zadziorny wyraz... Nie ma bata, jego uśmiech powinien być karalny. - Powinnaś bardziej uważać. - mruknął, tym swoim chrapliwym głosem, a mi nogi po raz kolejny ugięły się w niewytłumaczalny sposób. Całe szczęście trzymał mnie mocno. - O mało nie padłem na zawał. Myślałem, że to twoja siostra. - stwierdził, a mi nagle cały nastrój padł. Pozostała jedynie nuta wściekłości. Bo czemu on o niej wspominał.?! - I że w ramach zemsty mnie zastrzeli. Ale nie wyleci nagle na mnie z nożem, prawda.? - rozejrzał się niespokojnie, jakby naprawdę przekonany o prawdziwości swoich słów. 

No i co ta idiotka najlepszego narobiła.?!

- Nie, co ty. - uśmiechnęłam się sztucznie, starając się nie pokazać całej tej złości. - Na szczęście tata miał czas i nie musiałam się z nią kłócić...
- I dobrze. - zmarszczyłam brwi, kiedy Harry niespodziewanie wszedł mi w słowo. - Bardzo dobrze... - powtórzył, wyjątkowo entuzjastycznie. Co tylko dało mi nadzieję, że nawet pomimo krętactw Lou, dzisiejszy wieczór będzie przełomowy. Zwłaszcza, że... - Em, to jak... Wchodzicie, czy rozkręcamy imprezę na korytarzu.? - ...Harry jednym, zdecydowanym gestem zaprosił nas na salę. I ruszył za nami, dodatkowo zarzucając mi swoje ramię na barki. A ja poczułam się dokładnie jak królowa świata. - Dar, czy ty cytryny się najadłaś dzisiaj.? - spytał nagle, patrząc na mnie uważnie.
- Nie... No przestań, nie. - zmarszczyłam brwi, przesadnie kręcąc głową.
- No to się uśmiechnij. - praktycznie rozkazał, a ja natychmiast spełniłam jego prośbę. - Widzisz od razu lepiej. - odwzajemnił gest, jakby mocniej mnie przytulając. A ja znowu się rozpuściłam pod tym jego genialnym uśmiechem.

Boże, to jednak będzie wieczór mojego życia...


***
Hm. Nie będę nic mówić. Najważniejsze, że rozdział już jest, prawda.? :). A jak mi wyszedł, pozostawię to Waszej ocenie :). I nie przedłużając, dziękuję za wszystkie komentarze, które dostałam pod poprzednim rozdziałem. To, że ktoś chce to czytać i komentować jest dla mnie szalenie ważne. Mam przynajmniej cień nadziei, że do czegoś się w tym życiu nadaję. I to wszystko dzięki Wam :). Czekam oczywiście na kolejne uwagi, być może na prośby wobec kolejnej perspektywy. Ja postaram się oczywiście dopasować :).
Kocham Was.! ;*