niedziela, 22 września 2013

Osiem.

- Już nigdy, przenigdy się do mnie nie odzywaj.! - trzasnęłam drzwiami wejściowymi, dokładnie tuż przed nosem Louise.
Tak, byłam wściekła. I to nie z byle powodu. Moja własna siostra bezczelnie podrywała Harry'ego na moich oczach, a jakby tego było mało, wcale nie czuła się z tego powodu winna. Wręcz się wykręcała.! Cholernie żałowałam, że to ona prowadziła, bo gdyby nie to, wydrapałabym jej oczy już w samochodzie.
- Uwierz mi, naprawdę bym chciała. - Lou niestety wparowała do domu zaraz za mną, tym samym przywołując do korytarza zszokowanego ojca.
- Koncert się nie udał.? - spoglądał to na mnie, to na Lou ze zdziwioną miną. A ja nie mając już siły gadać z kimkolwiek, przewróciłam oczami i wymijając tatę, ruszyłam prosto na górę, do swojego pokoju. Jakimś cudem pozbyć się złości.
- Była pod sceną, dorwała Harry'ego, gadała z tą piątką debili. - usłyszałam jednak w połowie schodów spokojny głos tej kretynki, który kazał mi odwrócić się do niej z morderczym spojrzeniem. - Kto ją zrozumie.? - wzruszyła ramionami i podeszła do schodów gotowa wejść na górę. Natychmiast zbiegłam na dół, stając na pierwszym stopniu i skutecznie blokując jej przejście.
- Tak, wszystko jest fantastycznie.! - wrzasnęłam, teatralnie wymachując rękami. - Ale czemu nie wspomnisz o tym, że moja własna siostra flirtowała z Harrym, hah.? - spojrzałam na nią, cholera nadal z dołu, bo i stopień mnie pomagał mi przy jej monstrualnym wzroście. A szkoda, bo patrzenie z góry cholernie ją wkurzało. Niczego innego w tym momencie nie pragnęłam bardziej.
- Dar, dajżesz spokój. - Lou i tak zignorowała moją osobę, przeciskając się między mną, a barierką na górę. - Co mnie obchodzi ten pryszczaty półgłówek.?
- No właśnie, ciebie nic.! - natychmiast ją wyminęłam, próbując ją jakoś zatrzymać. Ale niestety była silniejsza. Tak więc już po chwili znalazłyśmy się na górnym korytarzu, wymijając jedna drugą. - Masz chyba swojego faceta, idiotę, ale twój wybór. Więc zajmij się nim i odczep się od mojego.!
- Twojego.? - Lou zatrzymała się gwałtownie, prychając śmiechem. Aż zacisnęłam dłonie w pięści. - Zabawna jesteś. - spojrzała na mnie z politowaniem, powodując, że i szczękę zacisnęłam mocniej. - Myślisz, że jedna krótka rozmowa sprawiła, że się w tobie szaleńczo zakochał.? Takich fanek jak ty ma miliony. Z niejedną "ucina sobie pogawędkę" po koncercie, ciebie pewnie i tak potraktował ulgowo. Załatwił sobie inne groupies. - uśmiechnęła się wrednie, przesuwając po mnie zdystansowanym spojrzeniem. No jeszcze brakowało, żeby mi tu powiedziała, że jestem jakimś... YGH.!
- To, że nie wierzysz w romantyzm wcale nie znaczy, że innym nie przytrafia się prawdziwe uczucie. - stwierdziłam wyniośle, patrząc na nią zza zmrużonych oczu. I nie mając już więcej siły na kłótnie z tą kretynką, złapałam za klamkę do swojego pokoju, gotowa zamknąć się w nim już na wieczność.
- Serio uważasz, że teraz coś się zmieni.? - Lou jakimś sposobem wcisnęła się między drzwi, a mnie i stanęła tak, że zablokowała mi dostęp do klamki. Aż sapnęłam. - Myślisz, że on tu nagle przyjedzie, wlezie po winorośli pod twoim oknem z różą w zębach, klęknie przed tobą i wyzna ci dozgonne uczucie.? - zmrużyła oczy i zbliżyła twarz do mojej, akurat na tyle blisko, że mogłabym ją trzasnąć. Szkoda tylko, że gniew mnie dosłownie sparaliżował. - Może i myślisz noc w noc o tym debilu, ale wyobraź sobie, że on o tobie nie. Nawet nie wie kim jesteś. On cię nie zna, zrozum to wreszcie. - zakończyła swoją idiotyczną przemowę dokładnie z nadejściem jakiegoś sms'a. Miałam jej nawet coś odpowiedzieć, ale jakoś tak automatycznie wyciągnęłam komórkę z kieszeni, by sprawdzić wiadomość.

"Jutro, Victoria, 18. Nie zapomnij. H. xx"

- Zrozumiałam. - spojrzałam na siostrę z wyższością i uśmiechając się słodko, wyminęłam ją, zatrzaskując za sobą drzwi od pokoju. A czując jakieś dziwne kołatanie serca, oparłam się o nie plecami i powoli osunęłam na podłogę.
Boże, napisał do mnie.
Boże, mam numer Stylesa.!
O Boże, chyba i zawał...
***

- Co ty robisz z moim telefonem.? - Niall zupełnie niespodziewanie wyparował z łazienki i pojawił się w apartamentowym saloniku dosłownie jak znikąd. Na moment aż mi serce stanęło, ale udało mi się to szybko zatuszować.
- Tak się bawię. - uśmiechnąłem się do niego niewinnie i usuwając z jego telefonu wszystkie ślady mojej zbrodni, rzuciłem go na stolik przed sobą. - Nudzi mi się. - oparłem się plecami o kanapę i krzyżując ręce na klatce, rozejrzałem się powoli wokół. - Zrób coś.
- No na pewno, będę cię jeszcze zabawiał. - Horan prychnął tylko i pacnął obok Liama, gapiącego się nieustannie w telefon. Pewnie sms'ował z Danielle. Nudziarz.
- Lou, skarbie. - wykręciłem łepetynę za zagłówek, patrząc na podchodzącego do kanapy przyjaciela odpowiednio smutno.
- Nawet nie próbuj, zdrajco. - Tomlinson prychnął tylko, nawet na mnie nie patrząc.
- Foch.? - zaśmiałem się, gdy siadał obok mnie i włączając telewizor na pierwszy lepszy kanał, rozłożył się, zarzucając całe ramię na oparcie.
- Nie trzeba się było zabawiać z blondynami. - oznajmił wyniośle i wzruszając ramionami skupił całą uwagę na rozwaleniu telewizora szybkim zmienianiem kanałów.
- To nie były blondyny. - westchnął Niall, zanim zdążyłem odezwać się chociażby słowem, a wszystkie moje mordercze zapały skierowały się ku niemu. - Chodziło o tą z parkingu. - wyjaśnił jeszcze jakby nigdy nic i aż spojrzałem na niego groźnie.
- Może jeszcze pójdziesz i wygadasz to komuś na ulicy.? - zasugerowałem, widząc jego nieopisaną ochotę paplania o moich sprawach.
- Nie widzę takiej potrzeby. - Horan jednak nie zrozumiał aluzji, wzruszając tylko ramionami i tak jak Lou skupił się na telewizorze.
- Z parkingu.? - Liam natychmiast zainteresował się tematem. No cudownie, jeszcze czeka mnie przesłuchanie.
- Ta ruda.? - Lou też się zaintrygował. A mnie ciekawiło skąd wie jaki dziewczyna miała kolor włosów. Przecież jego akurat tam nie było. - Styles, co ty kombinujesz.? - spojrzał na mnie uważnie, a ja byłem gotowy zapytać o to samo. Wiedziałem jednak, że takie wykręcanie się nie odwróci ich uwagi, a tylko przedłuży czas durnych dyskusji. Lepiej mieć to za sobą.
- Miała koszulkę z zabawnym tekstem. - rzuciłem niezobowiązująco, uciekając wzrokiem przed trzema parami oczu wbijającymi się we mnie. To było trochę niezręczne. - "What the hell am i doing here" - wyjaśniłem, widząc ich brak wiedzy na ten temat. Pewnie za daleko stała, gdy czaili się z podglądaniem.
- Przyjrzałeś się dobrze, co.? - Payne uśmiechnął się zza telefonu znacząco. I nawet miałem mu już powiedzieć jak bardzo się myli... no, gdyby nie to, że w tej kwestii trafił. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie przyglądałem. Ale jestem tylko facetem, nie.? Wzrok sam szukał czego chciał.
- Akurat nic specjalnego. - Horan oczywiście wyręczył mnie w odpowiedzi - No co, jakoś samo mi się spojrzało. - zmarszczył brwi, kiedy zauważył, że wszyscy patrzą na niego zdziwieni. - Trochę lepiej niż u Taylor, ale Pamela to to też nie jest. - skomentował, wywołując śmiech u pozostałej dwójki idiotów. Ja tylko patrzyłem na niego jak na ostatniego kretyna.
- Boże, Horan, ja się aż boję co będzie jak już sobie znajdziesz dziewczynę. - pokręciłem głową z politowaniem, na co ten tylko wywrócił oczami.
- Święty się znalazł. - prychnął, przesuwając po mnie pełne politowania spojrzenie. - Akurat sam dobrze widziałem gdzie ty się gapiłeś jak pomagałeś tej małoletniej. - uśmiechnął się zwycięsko, kiedy już prawie poczułem jakieś pieprzone rumieńce, które by mnie zdradziły. Cholera, znowu przyłapany.
- Przynajmniej wiem, że lubi Radiohead i ma poczucie humoru. - wzruszyłem ramionami, znowu jakoś tak uciekając wzrokiem przed chłopakami. Bo przypomniało mi się tysiąc innych rzeczy, które mogłem o niej powiedzieć. Jak na przykład to, że miała fajne oczy. Turkusowe, o ile tak nazywał się ten kolor. Musiałbym spytać jakiejś dziewczyny. W każdym razie nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.
- ...no i cię zje, jak tylko się do niej zbliżysz. - połowa wypowiedzi Nialla utknęła za moimi myślami, w zasadzie na szczęście dla niego. - To czarownica.
- A ty jesteś debilem. - rąbnąłem go po głowie, aż spojrzał na mnie z pretensją.
- Oooo, dziewczyna ma pazurki.? - Lou zainteresował się oczywiście najciekawszą
- Taaaaaaaaaakie długie. - Niall rozłożył ręce dosłownie na całą szerokość. Idiota. - To jedna z tych wiecznie wkurzonych. Obrażała go jak tylko mogła. Gdyby nie było świadków, pewnie wgryzłaby mu się w szyję. I to zdecydowanie nie byłaby gra wstępna, Hazz. - spojrzał na mnie uważnie, uśmiechając się wrednie. A ja znowu odwróciłem wzrok, nie chcąc pokazać jak celnie trafił w swoim komentarzu. Cholera, to aż tak było widać.?
- Może jego akurat kręci, jak dziewczyna nim pomiata. - Payne znowu wystrzelił genialnym komentarzem, na moment odrywając się od telefonu. Przewróciłem oczami, gdy reszta ryknęła śmiechem.
- Styles.? - Lou położył mi rękę na ramieniu, oczekując jakichś szczegółów. Natychmiast stamtąd znikła.
- Bo ja wam tu z wielką przyjemnością opowiem o własnych preferencjach. - zmarszczyłem brwi i znowu zaplotłem ręce na piersi, odmawiając tym samym dalszych komentarzy. Szkoda tylko, że i Niall nie mógł zrobić tego samego...
- Są te... - zamyślił się na moment, co raz zamykając i otwierając na przemian usta. -Sadomasogo... Sadomasogo... Sadomaso..czne. - wybrnął w końcu, z trochę niepewną miną. Pewnie sam nie wiedział o co mu chodziło.
- Sadomasochistyczne. - dopowiedział Louis, dosłownie minutę później, co już samo w sobie zabrzmiało zabawnie.
- Nie mogłeś wcześniej.? - Niall trącił go w ramię, chyba urażony, czy coś.
- Uwielbiam patrzeć jak się plujesz. - Tomlinson tylko poklepał go po policzku z wredną miną i praktycznie od razu dostał za to po łapach.
- Hazz, przemyśl to dobrze. - Payne tymczasem spojrzał na mnie z troską, tym razem chowając telefon w kieszeni już na dobre. Co już samo w sobie było podejrzane, więc ten cwany uśmieszek trochę umknął mojej uwadze. - Nawet takiego ogiera jak ty może to przerosnąć.
- Ogier.? - zdziwił się Lou, parskając przy tym śmiechem. - Chyba ogrzyca.
Już nawet miałem się wkurzyć za głupie uwagi i rąbnąć idiotę w jego pusty sagan, kiedy rumor z końca pokoju rozproszył cały mój misterny plan. A kiedy spojrzałem w tamtym kierunku zobaczyłem Zayna, który dosłownie będąc w powietrzu, już prawie ląduje tyłkiem na podłodze.
- Ał.! - syknął, gdy rąbnął w końcu z takim hukiem, że aż i mnie zabolało.
- Co.? - Liam, zapatrzony w telefon jako jedyny chyba nie zarejestrował nowego talentu Zayna.
- Kurwa o to.! - Malik wrzasnął donośnie, po czym wyciągnął spod tyłka sprawcę całego zamieszania. Dosyć znajomego... - Którego debila te buty.?
- No chyba moje... - przyznałem cicho, czując drobne wyrzuty sumienia gdzieś wewnątrz. Ale przecież mógł patrzeć, gdzie lezie, nie.? Nie moja wina.
- Do. Cholery. Nie. Rzucaj. Ich. Gdzie. Popadnie.! - Zayn jednak uważał inaczej i cedząc słowa, rzucił po kolei każdym butem prosto we mnie. Dosłownie w ostatniej chwili się zasłoniłem. - Mógłbyś się w końcu nauczyć zostawiać rzeczy, gdzie ich miejsce.!
- Uspokój się, królewno... - westchnąłem, zbierając swoje obuwie, które wylądowało na podłodze obok mnie. I nie wiem dlaczego, ale chłopaków okropnie to rozbawiło. W sekundę zaczęli się skręcać ze śmiechu.
- Nie śmiać się, w sam kant przyrąbałem... - Zayn tymczasem podniósł się i rozmasowując fragment pleców, podszedł do naszej czwórki, obserwując mnie przy tym bacznie. - Będziesz mi płacić za rehabilitację. - zatrzymując się tuż po mojej prawej, wycelował we mnie oskarżycielsko palcem wskazującym.
- Myślałby kto, że jesteś taki kruchy. - trzasnąłem go po łapie, na co tylko przewrócił oczami. Czując, że już czas na wypisanie się z całego towarzystwa, podniosłem powoli tyłek z kanapy i ruszyłem do pokoju, który dzisiaj miał być mój. Miałem przecież jeszcze ten genialny plan oznajmienia im teraz właśnie tej wiadomości, z którą czaiłem się od kilku godzin. - Eeeem... - zacząłem, osłaniając się jednocześnie drzwiami, gdyby któryś z tych idiotów miał ochotę rzucić we mnie czymś ciężkim, albo co gorsza, ostrym. - I tak wam jeszcze powiem, że jutro po koncercie będzie mała impreza. - cztery głowy odwróciły się w moją stronę z groźnymi minami, więc jeszcze bardziej zasłoniłem się drzwiami. - Ale taka naprawdę, naprawdę malutka, nikt nawet nie zauważy.
- Styles, żeby było warto. - mruknął Zayn, chyba najbardziej niezadowolony z mojego genialnego pomysłu, więc nie czekając na ostrzejszą reakcję z jego strony, zatrzasnąłem drzwi, chowając się w głąb pokoju. I z jego komentarzem w głowie rzuciłem się na łóżko, wyciągając się na nim wygodnie.
Wiedziałem przecież, że będzie warto.
O ile ona w ogóle przyjdzie...
***

Oj tak, dokładnie tego mi było trzeba. Chwili oddechu, normalnej muzyki, braku siostry i innych debili jej pokroju, z tym polokowanym bezczelem na czele. Miałam dosyć całego dzisiejszego dnia, a słuchanie Panic! at the disco było jedynym jego przyjemnym akcentem. Niestety, cały efekt odprężenia psuła mi wizja jutrzejszego dnia. Nie wiedziałam właściwie czy Darlene nie zrobi mi powtórki z rozrywki i nie każe zawieść na tą popieprzoną imprezę. Nawet pomimo tej całej awantury.
Ale nieważne.
Nie ma Darlene, nie ma Harry'ego, nie ma reszty tego debilnego zespołu, jestem tylko ja. I próbuję nie wyjść z siebie.
Spokojnie...
Nie minęło jednak pięć sekund, kiedy coś zdradziecko zaszumiało przy moim oknie, więc cały mój spokój poszedł się bujać. Myślałam tylko o tym, że ktoś zaraz mnie zabije.
A w sumie może to i dobrze...
- Tylko nie strzelaj, to ja. - niestety, głos 'napastnika' był wyjątkowo znajomy i na pewno nie wróżył zbrodni w tym pokoju. No przynajmniej nie ze mną w roli ofiary. Bo gdy już po chwili w pokoju znalazł się Scott, potykając się w międzyczasie o własne nogi i wplątując się w firankę, miałam ochotę z powrotem wypchnąć go na zewnątrz.
- Jezu, czy ty nie możesz wchodzić normalnie.? - natychmiast zerwałam się z łóżka i podchodząc do niego szybko, rąbnęłam w ramię. Tak dla zasady. - Na przykład, hm, drzwiami.?
- Romeo właził balkonem, a jego laska prawie piszczała ze szczęścia. - chłopak stwierdził wielce zadowolony, pakując się bezczelnie do mojego pokoju i rzucając na biurko jakimś pudełkiem, które przytargał ze sobą. Nawet nie chciałam wiedzieć co tam było, chociaż po kształcie mogłabym zgadywać, że pizza.
- On stał pod balkonem... - wyjaśniłam, jakimś takim teatralnym głosem, wyraźnie akcentując przedostatnie słowo. - Poza tym z ciebie taki Romeo jak z koziej dupy trąba. Znowu mnie zostawiłeś. - spojrzałam na niego, nie ukrywając złości i urażonej dumy. A niech wie.
- Kumpel zadzwonił, że chcą odholować mój samochód. - Scott beztrosko wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym niewinnie. - Musiałem lecieć.
- No oczywiście. - prychnęłam, krzyżując ramiona na piersi. - Kupa złomu jest ważniejsza, niż to, że umierałam z nerwów.
- Ale wszystko dobrze się skończyło, nie.? - spojrzał na mnie, z jakimś cnotliwym uśmieszkiem, za który miałam ochotę go pacnąć.
- Tak, jasne. - machnęłam z przejęciem ręką, przyglądając się chłopakowi z ogromną uwagą. - Kręcony idiota wkroczył bohatersko do akcji, ocucił moją siostrę, a potem odjechali na jego białym koniu ku zachodzącemu słońcu.
- O czym ty mówisz.? - Scott zmrużył oczy, patrząc na mnie jak na jakąś wariatkę. A ja tylko wywróciłam oczami.
- Dokładnie o tym, co się stało, gdy moja siostra zemdlała, a ty się tak po prostu stamtąd ewakuowałeś. - przypomniałam ostrym tonem, w razie, gdyby mu się zapomniało o czym gadaliśmy. Ale on oczywiście i tak wszystko olał.
- Przestań, nie unoś się. - oparł się tyłem o blat mojego biurka i jednym zdecydowanym gestem przyciągnął mnie do siebie. Nie spodziewałam się tego kompletnie, więc gwałtownie zatrzymałam się na jego ciele, zupełnie odcięta od drogi ucieczki przez jego ramiona zaplecione na moich plecach. - Musiałem walczyć o swoje auto. - stwierdził poważnie, patrząc mi prosto w oczy, a jego dłoń na plecach zaczęła jakąś swoją niewytłumaczalną wędrówkę po moim kręgosłupie. - Szkoda by było stracić coś, co wiąże się z tak miłymi wspomnieniami. - mruknął, już tym niższym głosem, nachylając się pewnie do moich ust. Ale nie ze mną te numery, kolego...
- Jak będziesz jeździć nachlany to długo się nie nacieszysz miłymi wspomnieniami. - odepchnęłam go delikatnie, patrząc z podniesioną brwią jak spuszcza głowę i wzdycha teatralnie. A gdy się uspokoił, puścił mnie i sięgnął ręką po pudełko, otwierając jego wieko.
- Przyniosłem pizzę. - oznajmił, kiedy niezrażona zajęłam pozycję tuż obok niego, spoglądając do pudełka z nieukrywaną ciekawością. Bo w sumie byłam głodna. Szkoda tylko, że i tak zaraz złość wyparła apetyt z mojego organizmu.
- I to ma mnie przeprosić.? Pizza z padliną.? - pisnęłam, widząc kawałki kurczaka na cieście. - Wiesz doskonale, że nie jem niczego co miało oczy. - spojrzałam na niego z urazą, ale on oczywiście i tak to olał.
- Pizza nie ma oczu. - palnął tylko, ochoczo konsumując już jeden kawałek. - Coś ty brała.?
- Bardzo zabawne, Scott. - zironizowałam, przewracając oczami. - Szczyt inteligencji.
- Oj daj spokój. - kończąc kawałek, wytarł ręce o spodnie i spojrzał na mnie uważnie. - Ratujesz zwierzęta i to jest strasznie seksowne. - znowu nachylił się ku mnie i rzucając powłóczyste spojrzenie, cmoknął delikatnie w szyję. Było przyjemnie, nie powiem, ale odsunęłam się natychmiastowo, prychając z niezadowoleniem. - Nie oczekuj, że będę żył na samej sałacie jak jakiś królik. - Scott niezrażony sięgnął do pudełka, wyciągnął z niego jeden kawałek i mozolnie zaczął wyjadać kawałki mięsa. A gdy już skończył, wyciągnął pizzę ku mnie. - Proszę, już masz wegetariańską. - uśmiechnął się zachęcająco, a mnie po prostu ręce opadły. I jakoś tak automatycznie wzięłam od niego ten kawałek.
- Jesteś podły. - stwierdziłam tylko, patrząc na niego kątem oka.
- Nie mów, że ci się to nie podoba. - uśmiechnął się bezczelnie, dokładnie w ten sposób, że nie mogłam odwzajemnić gestu. Ale dzielnie próbowałam to ukryć, odwracając głowę.
Bo miał rację, trochę mi się nawet podobało.

***
Co ja mogę powiedzieć... Sama się zdziwiłam, że ten rozdział w ogóle powstał, bo kompletnie nie miałam go teraz w planach. Czekalibyście pewnie i kolejny miesiąc na niego. Ale tak sobie siadłam, tak sobie zaczęłam bazgrać. Coś tam wyszło. Niekoniecznie genialnie, ale lepsze to niż nic. No i jest perspektywa Harry'ego, wedle życzenia. Zachwycona nią nie jestem, bo miało wyjść trochę inaczej, a... nieważne. Mam nadzieję, że nikt mi za nią nie obetnie głowy. Ważne, że w ogóle jest xx.
I cóż... dziękuję za cierpliwość, miłe słowa pod ostatnim rozdziałem i wszystkie uwagi, które pozwoliły mi na stworzenie tego xx. Nadal liczę na wskazówki czyją perspektywę chcecie teraz, bo to w zasadzie nawet zabawne spełniać czyjeś oczekiwania xx. Więc... nie przedłużając, pochwalę się jeszcze, że udało mi się dodać rozdziały na wszystkich trzech aktywnych blogach. Jeśli ktoś chciałby poświęcić chwilę i na tamte historie, gorąco zapraszam xx.


Kocham Was.! ;*