Miałem ochotę zabić Harry'ego.
Nie dość, że byłem wykończony, miałem wszystkiego i wszystkich dość, to
jeszcze odcięli mnie od jedzenia tym spotkaniem z fankami. Bo jak niby miałem
się stąd wyrwać.? Zaraz by było, że olewam fanów dla jedzenia. Ale naprawdę mi
już żołądek przywierał do kręgosłupa, a w brzuchu odezwała mi się jakaś
orkiestra. I maskowałem wszystko sztucznym uśmiechem, kiwając głową jak jakiś
debil i próbując udawać, że świetnie się bawię. A chciałem już po prostu wrócić
do hotelu, zjeść coś i w końcu się położyć.
Ja wiem, spotkania z fanami to część moich obowiązków. Nie powiem, nawet
da się je polubić. Te wszystkie laski piszczące na mój widok... Jestem tylko
facetem, jak mógłbym przejść obok tego obojętnie. Ale to to już było ponad moje
siły.
Autografy, zdjęcia, jakieś rozmowy... Było śmiesznie i w ogóle. W sumie
niby nic nowego, a jednak zmęczenie po koncercie wygrywało. Nie miałem ochoty brać w tym
wszystkim udziału.
A to wszystko wina Hazzy. Jak
zwykle, myślał nie tą częścią ciała co powinien. Ta ruda na parkingu ewidentnie
mu się spodobała i za wszelką cenę próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Albo
bardziej ją wkurzyć. Ale nawet jeśli to były sadomasochistyczne zapędy z jego
strony, to ja musiałem teraz umierać
powolną, głodową śmiercią...
Słowo daję, jak nie ruda, to ja zabiję gnoja. Przy
najbliższej okazji.
- Zatrzymujemy was tylko... -
jedyna nie-blondynka, której imienia nie pamiętałem odezwała się cicho. A ja
miałem ochotę ją wyściskać za te słowa. Chciała już wyjść.! Nie, żeby rozmowa z
nimi była nieprzyjemna, czy nudna, ale... NARESZCIE.! Dziewczyno, ja cię ozłocę...
Jak tylko coś zjem.
- To nic, dla fanów przecież
wszystko. - Liam jak zwykle okazał sympatię.
- Można nawet i głodować. -
prychnąłem pod nosem, niestety trochę zbyt głośno. Natychmiast wszystkie pary
oczu wbiły się we mnie.
- Bądź miły. - jednocześnie łokieć
Zayna wylądował nagle w moich żebrach. Pomimo bólu wyszczerzyłem się
natychmiast do dziewczyn. Chyba to kupiły, bo uśmiechnęły się w odpowiedzi.
- Jesteście już pewnie zmęczeni...
- nie-blondynka jakby czytała mi w myślach. A ja obiecałem oddać jej wszystko,
czego by sobie zażyczyła, widząc jak powoli się podnosi z kanapy. A w ślad za
nią i reszta, ściskając w garści kartki z naszymi podpisami jak jakąś świętość.
- Nie zatrzymujemy was dłużej.
- Już i tak dużo czasu wam zajęłyśmy.
- To czysta przyjemność. - Lou uśmiechnął
się sympatycznie, po czym nastąpiła fala uścisków na pożegnanie. Dało się przeżyć.
- Dzięki za wszystko.
- Odprowadzę was. - Harry
natychmiast się ożywił, doskakując do dziewczyn w kilku krokach. Jedną z nich,
nie-blondynkę, objął ramieniem. Dziewczyna zzieleniała na twarzy, jakby znowu
miała zemdleć, ale dzielnie trzymała się na nogach. - Chyba przyda wam się
ochrona. - nawet, gdy Hazza posłał jej swój uśmiech numer pięć. - No wiecie, żeby
twoja siostra was nie rozszarpała... - uśmiechnąłem się pod nosem, widząc
entuzjazm na twarzy przyjaciela. A zaraz potem on i reszta zniknęli za
drzwiami.
Gdy tylko tak się stało, rzuciłem
się na fotel, jak na najwygodniejsze łóżko świata. Byłbym nawet gotów na nim
zasnąć, gdyby nie to, że byłem zwinięty w jakieś chińskie osiem i jednocześnie
głód odbierał mi zmysły. Poza tym, jak się okazało, nie tylko ja przyjąłem
wolność optymistycznie.
- Jezuuu, jestem wykończony. -
Lou natychmiast klapnął na podłogę i nie patrząc na nic, skrzyżował ręce za głową,
ułożył się wygodnie i zamknął oczy.
- Nic nie mów. - Liam przyznał
mu rację, siadając z westchnieniem ulgi na najbliższym krześle. - Zasypiam na
stojąco.
- Możecie powiedzieć Harry'emu
jak wróci, że od razu może się zabić. - wtrącił Zayn, rozwalając się na
niewielkiej kanapie. - Oszczędzi mi zachodu.
- Nie widziałeś jak chłopak
wychodził z siebie.? - Lou otworzył oczy i spojrzał rozbawiony na Malika. -
Któraś mu się spodobała.
- Pewnie blondynka. - głos Zayna
natychmiast rozpalił czerwoną lampkę w mojej głowie. Bo w zasadzie to jego
wychodzenie z siebie na parkingu było zabawne... I zdecydowanie nie o blondynkę
mu chodziło.
- Jak zawsze... - Liam przyznał
Malikowi rację. I gdybym nie widział akcji na parkingu, też pewnie bym się
zgodził.
- Czy on kiedykolwiek umawiał się
z inną.? - Lou głośno się zastanawiał.
- Gość jest strasznie
przewidywalny.
Nie bacząc na zmęczenie i
idiotyczne jęki chłopaków, podniosłem tyłek z fotela i podszedłem do okna.
Idealnie. Widok prosto na parking...
- Te, Niall, nie rzucaj się.! -
zadrwił Zayn, widząc jak zbliżam się do okna z cierpiętniczą miną.
- My cię nadal kochamy... - Lou
natychmiast dołączył w przesłodzonym tonem. Rzuciłem im tylko zirytowane
spojrzenie.
- Zamknijcie się, debile. -
uciszyłem ich, delikatnie otwierając okno. - Będę próbował podsłuchiwać. -
szepnąłem, by ta ruda przypadkiem nie dosłyszała. I poprawiłem firankę, żeby
ewentualnie się za nią schować. - Zgaś światło. - poinstruowałem nieokreślonego
kogoś, a po uderzeniu czymś w ścianę pokój opanowała ciemność.
- A co.? - Lou złapał ton, w
sekundę znajdując się obok mnie. Jak i Zayn, przez co utknąłem między nimi jak
w jakimś imadle.
- Przestrzeń osobista... -
westchnąłem, rozpychając się między nimi o trochę wolności.
- Co już tam zobaczyłeś.? - Zayn
wychylił się przez parapet i zrobił znudzoną minę, gdy niczego znaczącego nie
dostrzegł.
- Którą dokładnie Hazz będzie
wyrywać, to chyba jasne. - Lou odpowiedział za mnie, z wypiekami na twarzy
patrząc na parking. Jakby tam było cokolwiek innego poza rudą, opierającą się o
swój samochód. Zayn tymczasem olał nudną sytuację i korzystając z otwartego
okna, odpalił papierosa, zadymiając całe pomieszczenie. Dziwne, że Liam na to nie
zareagował.
- Stawiam na blondynkę.
- Już to mówiłeś. - wtrącił Lou,
zapominając o konspiracji. I nici z normalnego podglądania...
- Powtórzyć nie zaszkodzi. Zwłaszcza
takim bezmózgom. - Zayn spojrzał przez ramię na Lou, który już po chwili mu
odwinął, sięgając przez moje plecy. - Ał, idioto.! Kopnął cię ktoś kiedyś.?!
- Nie. - Lou odparł hardo.
- To zgłaszam się jako pierwszy.
- Możecie się przymknąć.? -
wkurzyłem się, podnosząc głos. - Nic nie słychać.
- Bo nikt nic nie mówi. - zauważył
Liam z końca pokoju.
- Nie wiadomo. Te krzyki
wszystko zagłuszają. - zauważyłem, wytężając wzrok na parking. Nic nowego.
- A co, ruda ma gadać sama do
siebie.? Nikogo poza nią tam nie ma... - Lou machnął lekceważąco dłonią w stronę
parkingu.
- Zamknij się, bo cię... - zacząłem,
ale głowa rudej nagle podniosła się do góry. - Cholera.!
Cała nasza trójka natychmiast
rozpierzchła się po pokoju, zajmując miejsca jak najdalej od okna. Zapadła
dziwaczna cisza, podczas której spojrzeliśmy z chłopakami po sobie. I
natychmiast wybuchliśmy histerycznym śmiechem.
***
Czułam się jakbym wygrała milion
w totka.
Chociaż nie wiem czy miliony na
koncie byłyby przyjemniejsze od tego uczucia, które wypełniało mnie od środka,
gdy zobaczyłam dzisiaj Harry'ego na scenie. Żywego. A potem na korytarzu. Żywego.
A potem na parkingu. Żywego. A potem w tym niewielkim pokoiku, do którego nas
zaprosił...
Jezu, spędziłam prawie cały
wieczór w towarzystwie Harry'ego.! Tak po prostu sobie z nim rozmawiając, śmiejąc
się z niego żartów, robiąc sobie z nim zdjęcia, słuchając jego głosu, patrząc
na jego miny, obserwując jego gesty...
Że nie wspomnę o tym, że teraz
szedł obok mnie, tak po prostu obejmując mnie za ramiona.
Matko, HARRY STYLES MNIE WŁAŚNIE
OBEJMOWAŁ.!
Czułam ciepło jego ciała na
swoim, raczyłam się jego bliskością, zapachem jego perfum, tembrem jego głosu...
Wprawdzie nie rozumiałam co mówi, ale ważne było, że w ogóle się wypowiadał. Do
mnie. Darlene Parker. Czy świat mógłby być piękniejszy...?
- Ile do cholery można czekać.?
Podpisanie kilku skrawków papieru jest dla was aż tak zagmatwane.? Czy już
zapominacie własnych nazwisk.? - no tak, mógłby. Gdyby tylko nie było na nim
mojej siostry i jej wiecznego zrzędzenia...
- Zachowujesz się jak
choleryczka. Uspokój się. - Harry zwrócił się do Lou, jednocześnie zrzucając
swoje ramię z moich barków. A ja miałam ochotę piszczeć z rozpaczy... Ale nie
ma tego złego... Nadal miałam go u swojego boku. Żywego Harry'ego Stylesa...
Tak zabawnego, pełnego energii, uśmiechającego się delikatnie, pachnącego tak
strasznie przyjemnie...
- Wiesz gdzie ja mam twoje
rady.?
- Wyobrażam sobie. - Harry zbliżył
się do Lou i wyszczerzył się dwuznacznie, przez co o mały włos nie zakrztusiłam
się własną śliną. Nie mówcie, że on właśnie... do mojej siostry.?!
- Yyyym, to ten... - natychmiast
zwróciłam na siebie ogólną uwagę, rzucając Juls i Suz spanikowane spojrzenia.
Dziewczyny natychmiast je zrozumiały, niepostrzeżenie przenosząc wzrok na
Harry'ego. I ja poszłam w ich ślady, maskując niepokój za sztucznym uśmiechem.
- Skoro już jedziemy...
- Sorry za kłopoty. - Juls dokończyła
za mnie, czym skupiła uwagę Harry'ego. Wprawdzie na sobie, ale przynajmniej nie
patrzył na Lou.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się
tylko przesłodko, ujawniając tym samym urocze dołeczki w policzkach.
- I dzięki za wszystko. - rzuciłam
przytomnie, odwzajemniając jego gest. I modląc się w duchu, by na mnie spojrzał.
- Wsiadać. - moja siostra jednak
musiała pozatruwać mi życie, w takiej chwili skupiając na sobie ogólną uwagę. Aż
westchnęłam z irytacji, posyłając jej odpowiednie spojrzenie. Kiedy jednak znów
wróciłam wzrokiem na Harry'ego...
- Na razie. - wszelkie wątpliwości
uszły ze mnie, gdy chłopak zignorował moją siostrę i znowu się uśmiechnął.
Wprost do mnie.
Tak, mogłam już umierać...
***
Odprowadzałam gówniary wzrokiem,
sprawdzając, czy aby na pewno wszystkie pakują się do samochodu. Na szczęście żadna
nie miała ochoty by uciekać, gdyż już po chwili wszystkie grzecznie siedziały
na tylnym siedzeniu. I wszystkie wpatrywały się przez otwarte w gogusia, jak w
jakieś bóstwo. Dosłownie chłonęły każdą chwilę z nim spędzoną. A jemu najwyraźniej
sprawiało to przyjemność, gdyż bezceremonialnie pomachał do nich i uśmiechnął
się idiotycznie.
- Ty wiesz, że moja siostra ma
piętnaście lat.? - zniżyłam głos do szeptu, uważając, by Darlene nie usłyszała
moich słów. Jednocześnie korzystając z tego, że znajdowałam się jakiś metr
przed nim, spojrzałam na tego polokowanego idiotę ostro, żeby wiedział, że ze
mną nie ma żartów. Co chyba nie wyszło zbyt przekonująco, gdyż musiałam
delikatnie zadrzeć głowę... Cholera, ten idiota był wyższy ode mnie.! I to o
dobre dziesięć centymetrów. A ja nie byłam przyzwyczajona do takich różnic. Dosłownie
poczułam się jak jakiś krasnal.
- Każdy miał kiedyś piętnaście
lat, nie rozumiem co ci w tym przeszkadza. - goguś natychmiast przestał się
szczerzyć, zaszczycając mnie całą swoją uwagą. Łącznie z tym swoim trawiastym
spojrzeniem, rzuconym mi dumnie z góry. Które było tak przepełnione arogancją, że
aż za samo to miałam ochotę rąbnąć jego głową o beton.
- Teraz zacznie sobie wyobrażać
nie-wiadomo-co. - zacisnęłam jednak szczękę, przez co zaczęłam cedzić słowa.
Ale dobrze, niech wie, że wzrostem mnie nie wystraszy. - A ja będę musiała tego
słuchać.
- Przestań myśleć tylko o sobie.
- stwierdził poważnie, wkurzając mnie tym do cna. Aż się zagotowałam ze złości.
- Ja myślę tylko o sobie, ja.? -
natychmiast podniosłam głos, irytując się tą bezsensowną uwagą. - Przywiozłam ją
tutaj, czekałam, znosiłam twoją obecność, żeby moja siostra mogła sobie z wami
poprzeprowadzać jakieś durne dyskusje i ja jestem egoistką, tak.? - wyliczałam
na palcach, po czym wskazałam teatralnie na siebie. Co polokowany obserwował z
zadziwiającym spokojem, obserwując moje poczynania z delikatnym politowaniem.
- Albo po prostu jesteś
zazdrosna. - wypalił ni z tego, ni z owego, szczerząc się przy tym jak debil. A
jakby tego było mało, nachylił się ku mnie, jeszcze bardziej zmniejszając i tak
niewielki dystans między nami.
- Zanim zaczniesz kogoś wyzywać
od egoistów, zastanów się najpierw nad sobą. - zignorowałam jego ostatnią
wypowiedź i syknęłam ostro, pozostając dumnie na miejscu, chociaż miałam wielką
ochotę się odsunąć. Ale niech ten pajac sobie nie myśli, że się go boję.!
- A co, coś ze mną nie tak.? -
wskazał na siebie, marszcząc przy tym brwi, zupełnie jakby naprawdę uważał, że
jest jakiś idealny. Aż chciałam mu wytłumaczyć jak bardzo się myli...
- Serio.? Mam wymieniać.? - pisnęłam bojowym tonem,
gasząc tym samym jego pełną wyższości minę. Którą zastąpił jakiś grymas niezadowolenia.
- Zaczynam się zastanawiać jak
Darlene z tobą wytrzymuje...
- Nie masz własnych problemów.?
O, jakie to urocze... - zironizowałam, czując przemożną ochotę przywalenia mu w
ten wielgachny nochal. Już nawet zacisnęłam pięści.
- Lou, już ci się nie spieszy.?
- nim zdążyłam chociażby podnieść rękę, głos Darlene skutecznie zniweczył moje
plany. Automatycznie odwróciłam głowę w jej kierunku, a widząc jej pełne zazdrości
spojrzenie poczułam się jak ostatni zdrajca. Wolałam nawet nie myśleć jak
Darlene odebrała moje rozmowy z tym palantem i jak bardzo będzie mnie za nie
prześladować. Westchnęłam więc tylko i opuszczając na chwilę głowę, z powrotem
spojrzałam złośliwie na polokowanego.
- Nic nie mów. - syknęłam, widząc
na jego twarzy chęć do wypowiedzi. Ale zignorowałam ją, odwracając się na pięcie
i dumnie krocząc w stronę samochodu.
***
Powiedzieć, że nie podobała mi
się ta rozmowa Harry'ego z Lou to za mało. Ja po prostu byłam wściekła.!
Miałam ochotę ją strzelić, że w
ogóle śmiała odezwać się do MOJEGO Harry'ego. MOJEGO. I to jeszcze w tak
bliskiej odległości...
Czy ona nie miała własnego
faceta, przepraszam bardzo.?! Mogłaby się nim porządnie zająć, zamiast wdawać
się w kłótnie z MOIM Harry'm.
Jezu...
A jeśli ona mu coś nagadała.?
Spojrzałam na Harry'ego, który
stał w niedalekiej odległości od samochodu, uważnie na niego patrząc. Dłonie luźno
schował w kieszeniach swoich rurek, przez co jego sylwetka nieco się zgarbiła,
ale nadal wyglądała jak milion dolarów...
Nigdy nie sądziłam, że ktoś może
być w ogóle idealny. A tu proszę... Miałam ideał na żywo. I mogłam się na niego
patrzeć i patrzeć...
- No serio.?! - wściekły głos
siostry przywrócił mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się nieprzytomnie wokoło,
dostrzegając, że jeszcze nie ruszyliśmy z parkingu. Tylko dlaczego.? No tak,
kilka prób odpalenia silnika, który nieustannie gasł, utwierdził mnie w
przekonaniu, że mechanika odmówiła posłuszeństwa. - Ja pieprzę... - Lou walnęła obiema dłońmi o
kierownicę, po czym spróbowała jeszcze raz. Nic z tego.
- Kłopoty z autem.? - Harry
nagle znalazł się przy drzwiach kierowcy, a ja tylko obserwowałam jak opiera
prawą dłoń o dach samochodu i nachyla się, by zajrzeć przez otwarte okno do wnętrza
samochodu. A jego grzywka w fantastyczny sposób opada mu na czoło...
- Mówiłam, NIC NIE MÓW.! - Lou
wydarła się donośnie, gwałtownie otwierając drzwi. Harry odskoczył dosłownie w
ostatnim momencie.
- Ja ci tylko oferuję pomoc. -
uniósł dłonie w obronnym geście, gdy Lou zmierzając wściekle przed siebie, o mało
go nie stratowała. - Zadzwonić po jakiegoś mechanika.? - zapytał spokojnie,
obserwując uważnie moją siostrę.
- A co ja jestem.? - nawet nie
zaszczycając go jednym spojrzeniem, przeszła na przód auta, po czym z zaciętą
miną podniosła jego klapę i tym samym straciłam ją z oczu. - Myślisz, że własnego
auta nie potrafię naprawić.?
- Chciałbym to zobaczyć. - mimo
wszystko chcąc kontrolować sytuację, spojrzałam na Harry'ego, który stał teraz
z założonymi rękoma i gapił się na Lou.
No na serio.?!
- To patrz. - siostra oznajmiła
wyniośle, po czym wychyliła się zza maski, spoglądając wprost na mnie. -
Darlene, odpal mi auto.
- Co.? - zmarszczyłam brwi, nie
do końca pojmując obrót sytuacji. Poza tym, Harry właśnie na mnie patrzył.
Ewidentnie to czułam...
- Odpal mi auto. - Lou ponowiła
prośbę, nawet przyjaznym tonem. Ale nie ma głupich... - Muszę zobaczyć co nie łączy.
- Dobrze wiesz, że się na tym
nie znam. - warknęłam, zakładając ręce na piersi i odkręcając dumnie głowę. O,
niech się nie spodziewa, że jeszcze będę jej pomagać.!
- Któraś z was.? - Lou zwróciła
się do moich przyjaciółek, które zgodnie pokręciły głowami. - Ja pieprzę... -
wzniosła oczy ku niebu, po czym przeniosła wzrok na Harry'ego. - Ty... Skoro już
się tu kręcisz...
- Magiczne słowo.
- Proszę. - siostra mruknęła
wymuszenie i bardzo nieprzyjaźnie, patrząc na chłopaka z wściekłością. Ale to
go nie zraziło...
- Widzisz jak ładnie.? - uśmiechnął
się tylko, podchodząc do samochodu i stanowczym gestem otwierając jego drzwi.
Po czym zgrabnie wsiadł do środka.
- Nie gadaj. Odpalaj auto. - Lou
z wściekłą miną z powrotem schowała się za klapą. A ja, oniemiała, miałam okazję
oglądać jak Harry Styles siedząc w samochodzie mojej siostry tak zwyczajnie go
odpala... I tak zwyczajnie mu się udaje.
***
- No proszę, to się nazywa
mistrz kierownicy. - pełen dumy głos polokowanego wzbudził kolejne fale nienawiści
w mim ciele. Dlatego też nie chciałam na niego patrzeć, chowając się całym ciałem
za klapą. I wyrzucałam z głowy myśl, że ten cały Harry siedzi właśnie w moim
kochanym samochodzie... - Jesteś pewna, że znasz się na samochodach.? - sądząc
po odgłosach, na szczęście już się z niego usunął. Aż odetchnęłam z ulgą...
- Poruszałam kabelkami, to
odpalił. - z hukiem zamknęłam maskę samochodu, skrycie marząc, by pod blachą
znalazła się głowa tego pajaca. - Żadna w tym twoja zasługa. - ominęłam auto,
przechodząc obok polokowanego i rzucając mu odpowiednio zirytowane spojrzenie.
- Naprawdę.? - zdziwił się
szczerze, jakoś tak mimowolnie schodząc mi z drogi. Ale oprzeć się o mój samochód
tymi swoimi grabiami to oczywiście musiał... I jak ja moje autko teraz
doczyszczę.?! - Skutecznie uruchomiłem ten twój samochód, to się nazywa nic.?
- Okej, dziękuję ci bardzo. Bez
ciebie po prostu nie dałabym rady. Twoja pomoc jest nieoceniona. Jestem ci wdzięczna
do końca swoich dni. - ironizowałam przesłodzonym tonem, jednocześnie zajmując
miejsce za kierownicą. A na koniec przewróciłam znacząco oczami, spoglądając w
górę, na tego idiotę. - Wystarczająco podbudowało to twoje wyrośnięte męskie
ego.?
- A żebyś wiedziała. - kiwnął głową,
po czym nagle odskoczył z niezadowoloną miną, kiedy zamykane przeze mnie drzwi
przypadkiem drasnęły jego dłoń. - Tak trudno u ciebie z ludzkimi odruchami.?! -
zmarszczył czoło, wymachując przed sobą ręką. - Ucięłabyś mi palce.
- Nie pchaj łap, gdzie nie
powinieneś. - mruknęłam z wyższością, kompletnie nie przejmując się jego
piskami bólu. - Nie myśl, że skoro jesteś wielką gwiazdą to wszystko ci wolno.
I radziłabym ci odejść, bo zaraz ruszam. Nie będę patrzeć czy przejadę ci po
palcach, czy też nie.
- Do zobaczenia. - goguś, nadal
wymachując dłonią przed sobą posłusznie odsunął się o kilka kroków, kiwając głową
na tylne siedzenie.
- Mam nadzieję, że nie. - mruknęłam
pod nosem, przewracając oczami. I nie obchodziło mnie czy ktoś to usłyszał, czy
nie. Miałam po prostu ochotę stąd odjechać... Już nawet zmieniałam biegi, by
spokojnie się stąd usunąć wraz z całym inwentarzem, kiedy polokowana głowa tego
idioty ponownie pojawiła się w moim oknie.
- Jeszcze jedno. - zwrócił się
do tych z tyłu, całkowicie ignorując moją osobę. I absolutnie nie miałam ochoty
płakać z tego powodu... - Zostajemy tu do jutra. Chcemy zorganizować małą
imprezkę. - oznajmił, ni z tego, ni z owego, przenosząc swój pełen wyzwania
wzrok na mnie. Ohoooo, no pięknie... - Macie ochotę wpaść.? - wypalił w końcu,
powracając spojrzeniem na tył. I nim się zdążyłam odezwać, samochód zasypały
entuzjastyczne piski i potwierdzenia przyjścia. Ignorując je jak tylko można,
westchnęłam głęboko, zaciskając jak najmocniej dłonie na kierownicy. A licząc
powoli do dziesięciu przegapiłam zawał siostry, kiedy Harry poprosił ją o numer
w celu ustalenia szczegółów. Ale kij z tym... On to zrobił cholera specjalnie.!
Tylko i wyłącznie żeby mnie wkurzyć. To było wypisane na tej jego wrednej gębie
z tymi babskimi dołkami w policzkach...
- To do zobaczenia jutro. -
jakby tego było mało, zaszczebiotał tym swoim przesłodzonym głosikiem, odsuwając
się o kilka kroków. Po czym tak po prostu mrugnął okiem i to wcale
niekoniecznie do Darlene. Co tylko jeszcze bardziej mnie rozsierdziło...
- Nie zdziwcie się, jak jutro
przeczytacie, że Harry Styles miał tragiczny wypadek. - zagrzmiałam wrednie,
nareszcie wyjeżdżając z parkingu. I całą siłą woli powstrzymywałam ochotę, by
nie wrzucić wstecznego i zrealizować swoją groźbę na ich oczach...
***
Zgodnie z życzeniem - perspektywa Nialla xx. Nie powiem, o wiele lepiej
pisało mi się ją pisało, jeśli oczywiście porównywać to do Harry'ego z
Piekarni... Ale mam wrażenie, że całkiem niegłupio wyszło... xx. Dobra, to było
mało skromne, ale tak czuję xx. A Wy jak myślicie.? Jestem szalenie ciekawa
Waszych opinii, gdyż męskie perspektywy to dla mnie pierwszyzna... W zasadzie
tak jak i te 'kłótniowe' relacje, więc mogę tylko mieć nadzieję, że wyszły wystarczająco
zabawnie xx. Jak sądzicie.? xx
Co do reszty - strasznie przepraszam, że tak bardzo się to w czasie
przeciągnęło. Ale jakoś tak miałam rękę do Piekarni, więc postanowiłam to
wykorzystać. Oczywiście nie zapominam o tym opowiadaniu i nie zamierzam go
traktować po macoszemu... Będę pisać przy wolnej chwili i wenie xx. Tak jak i
inne xx.
No to ten... Dziękuję Wam, że czekacie, że nie narzekacie i że jesteście
xx. Bez Was nie chciałoby mi się pewnie nawet palcem kiwnąć i nic bym pewnie
nie napisała xx.
KOCHAM WAS.! ;*
PS: To nad czyją perspektywą mam teraz popracować...? xx.