środa, 31 lipca 2013

Siedem.

Miałem ochotę zabić Harry'ego.
Nie dość, że byłem wykończony, miałem wszystkiego i wszystkich dość, to jeszcze odcięli mnie od jedzenia tym spotkaniem z fankami. Bo jak niby miałem się stąd wyrwać.? Zaraz by było, że olewam fanów dla jedzenia. Ale naprawdę mi już żołądek przywierał do kręgosłupa, a w brzuchu odezwała mi się jakaś orkiestra. I maskowałem wszystko sztucznym uśmiechem, kiwając głową jak jakiś debil i próbując udawać, że świetnie się bawię. A chciałem już po prostu wrócić do hotelu, zjeść coś i w końcu się położyć.
Ja wiem, spotkania z fanami to część moich obowiązków. Nie powiem, nawet da się je polubić. Te wszystkie laski piszczące na mój widok... Jestem tylko facetem, jak mógłbym przejść obok tego obojętnie. Ale to to już było ponad moje siły.
Autografy, zdjęcia, jakieś rozmowy... Było śmiesznie i w ogóle. W sumie niby nic nowego, a jednak zmęczenie po koncercie wygrywało. Nie miałem ochoty brać w tym wszystkim udziału.
A to wszystko wina Hazzy. Jak zwykle, myślał nie tą częścią ciała co powinien. Ta ruda na parkingu ewidentnie mu się spodobała i za wszelką cenę próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Albo bardziej ją wkurzyć. Ale nawet jeśli to były sadomasochistyczne zapędy z jego strony, to ja musiałem teraz umierać powolną, głodową śmiercią...
Słowo daję, jak nie ruda, to ja zabiję gnoja. Przy najbliższej okazji.

- Zatrzymujemy was tylko... - jedyna nie-blondynka, której imienia nie pamiętałem odezwała się cicho. A ja miałem ochotę ją wyściskać za te słowa. Chciała już wyjść.! Nie, żeby rozmowa z nimi była nieprzyjemna, czy nudna, ale... NARESZCIE.! Dziewczyno, ja cię ozłocę... Jak tylko coś zjem.
- To nic, dla fanów przecież wszystko. - Liam jak zwykle okazał sympatię.
- Można nawet i głodować. - prychnąłem pod nosem, niestety trochę zbyt głośno. Natychmiast wszystkie pary oczu wbiły się we mnie.
- Bądź miły. - jednocześnie łokieć Zayna wylądował nagle w moich żebrach. Pomimo bólu wyszczerzyłem się natychmiast do dziewczyn. Chyba to kupiły, bo uśmiechnęły się w odpowiedzi.
- Jesteście już pewnie zmęczeni... - nie-blondynka jakby czytała mi w myślach. A ja obiecałem oddać jej wszystko, czego by sobie zażyczyła, widząc jak powoli się podnosi z kanapy. A w ślad za nią i reszta, ściskając w garści kartki z naszymi podpisami jak jakąś świętość. - Nie zatrzymujemy was dłużej.
- Już i tak dużo czasu wam zajęłyśmy.
- To czysta przyjemność. - Lou uśmiechnął się sympatycznie, po czym nastąpiła fala uścisków na pożegnanie. Dało się przeżyć.
- Dzięki za wszystko.
- Odprowadzę was. - Harry natychmiast się ożywił, doskakując do dziewczyn w kilku krokach. Jedną z nich, nie-blondynkę, objął ramieniem. Dziewczyna zzieleniała na twarzy, jakby znowu miała zemdleć, ale dzielnie trzymała się na nogach. - Chyba przyda wam się ochrona. - nawet, gdy Hazza posłał jej swój uśmiech numer pięć. - No wiecie, żeby twoja siostra was nie rozszarpała... - uśmiechnąłem się pod nosem, widząc entuzjazm na twarzy przyjaciela. A zaraz potem on i reszta zniknęli za drzwiami.
Gdy tylko tak się stało, rzuciłem się na fotel, jak na najwygodniejsze łóżko świata. Byłbym nawet gotów na nim zasnąć, gdyby nie to, że byłem zwinięty w jakieś chińskie osiem i jednocześnie głód odbierał mi zmysły. Poza tym, jak się okazało, nie tylko ja przyjąłem wolność optymistycznie.
- Jezuuu, jestem wykończony. - Lou natychmiast klapnął na podłogę i nie patrząc na nic, skrzyżował ręce za głową, ułożył się wygodnie i zamknął oczy.
- Nic nie mów. - Liam przyznał mu rację, siadając z westchnieniem ulgi na najbliższym krześle. - Zasypiam na stojąco.
- Możecie powiedzieć Harry'emu jak wróci, że od razu może się zabić. - wtrącił Zayn, rozwalając się na niewielkiej kanapie. - Oszczędzi mi zachodu.
- Nie widziałeś jak chłopak wychodził z siebie.? - Lou otworzył oczy i spojrzał rozbawiony na Malika. - Któraś mu się spodobała.
- Pewnie blondynka. - głos Zayna natychmiast rozpalił czerwoną lampkę w mojej głowie. Bo w zasadzie to jego wychodzenie z siebie na parkingu było zabawne... I zdecydowanie nie o blondynkę mu chodziło.
- Jak zawsze... - Liam przyznał Malikowi rację. I gdybym nie widział akcji na parkingu, też pewnie bym się zgodził.
- Czy on kiedykolwiek umawiał się z inną.? - Lou głośno się zastanawiał.
- Gość jest strasznie przewidywalny.
Nie bacząc na zmęczenie i idiotyczne jęki chłopaków, podniosłem tyłek z fotela i podszedłem do okna. Idealnie. Widok prosto na parking...
- Te, Niall, nie rzucaj się.! - zadrwił Zayn, widząc jak zbliżam się do okna z cierpiętniczą miną.
- My cię nadal kochamy... - Lou natychmiast dołączył w przesłodzonym tonem. Rzuciłem im tylko zirytowane spojrzenie.
- Zamknijcie się, debile. - uciszyłem ich, delikatnie otwierając okno. - Będę próbował podsłuchiwać. - szepnąłem, by ta ruda przypadkiem nie dosłyszała. I poprawiłem firankę, żeby ewentualnie się za nią schować. - Zgaś światło. - poinstruowałem nieokreślonego kogoś, a po uderzeniu czymś w ścianę pokój opanowała ciemność.
- A co.? - Lou złapał ton, w sekundę znajdując się obok mnie. Jak i Zayn, przez co utknąłem między nimi jak w jakimś imadle.
- Przestrzeń osobista... - westchnąłem, rozpychając się między nimi o trochę wolności.
- Co już tam zobaczyłeś.? - Zayn wychylił się przez parapet i zrobił znudzoną minę, gdy niczego znaczącego nie dostrzegł.
- Którą dokładnie Hazz będzie wyrywać, to chyba jasne. - Lou odpowiedział za mnie, z wypiekami na twarzy patrząc na parking. Jakby tam było cokolwiek innego poza rudą, opierającą się o swój samochód. Zayn tymczasem olał nudną sytuację i korzystając z otwartego okna, odpalił papierosa, zadymiając całe pomieszczenie. Dziwne, że Liam na to nie zareagował.
- Stawiam na blondynkę.
- Już to mówiłeś. - wtrącił Lou, zapominając o konspiracji. I nici z normalnego podglądania...
- Powtórzyć nie zaszkodzi. Zwłaszcza takim bezmózgom. - Zayn spojrzał przez ramię na Lou, który już po chwili mu odwinął, sięgając przez moje plecy. - Ał, idioto.! Kopnął cię ktoś kiedyś.?!
- Nie. - Lou odparł hardo.
- To zgłaszam się jako pierwszy.
- Możecie się przymknąć.? - wkurzyłem się, podnosząc głos. - Nic nie słychać.
- Bo nikt nic nie mówi. - zauważył Liam z końca pokoju.
- Nie wiadomo. Te krzyki wszystko zagłuszają. - zauważyłem, wytężając wzrok na parking. Nic nowego.
- A co, ruda ma gadać sama do siebie.? Nikogo poza nią tam nie ma... - Lou machnął lekceważąco dłonią w stronę parkingu.
- Zamknij się, bo cię... - zacząłem, ale głowa rudej nagle podniosła się do góry. - Cholera.!
Cała nasza trójka natychmiast rozpierzchła się po pokoju, zajmując miejsca jak najdalej od okna. Zapadła dziwaczna cisza, podczas której spojrzeliśmy z chłopakami po sobie. I natychmiast wybuchliśmy histerycznym śmiechem.
***

Czułam się jakbym wygrała milion w totka.
Chociaż nie wiem czy miliony na koncie byłyby przyjemniejsze od tego uczucia, które wypełniało mnie od środka, gdy zobaczyłam dzisiaj Harry'ego na scenie. Żywego. A potem na korytarzu. Żywego. A potem na parkingu. Żywego. A potem w tym niewielkim pokoiku, do którego nas zaprosił...
Jezu, spędziłam prawie cały wieczór w towarzystwie Harry'ego.! Tak po prostu sobie z nim rozmawiając, śmiejąc się z niego żartów, robiąc sobie z nim zdjęcia, słuchając jego głosu, patrząc na jego miny, obserwując jego gesty...
Że nie wspomnę o tym, że teraz szedł obok mnie, tak po prostu obejmując mnie za ramiona.
Matko, HARRY STYLES MNIE WŁAŚNIE OBEJMOWAŁ.!
Czułam ciepło jego ciała na swoim, raczyłam się jego bliskością, zapachem jego perfum, tembrem jego głosu... Wprawdzie nie rozumiałam co mówi, ale ważne było, że w ogóle się wypowiadał. Do mnie. Darlene Parker. Czy świat mógłby być piękniejszy...?
- Ile do cholery można czekać.? Podpisanie kilku skrawków papieru jest dla was aż tak zagmatwane.? Czy już zapominacie własnych nazwisk.? - no tak, mógłby. Gdyby tylko nie było na nim mojej siostry i jej wiecznego zrzędzenia...
- Zachowujesz się jak choleryczka. Uspokój się. - Harry zwrócił się do Lou, jednocześnie zrzucając swoje ramię z moich barków. A ja miałam ochotę piszczeć z rozpaczy... Ale nie ma tego złego... Nadal miałam go u swojego boku. Żywego Harry'ego Stylesa... Tak zabawnego, pełnego energii, uśmiechającego się delikatnie, pachnącego tak strasznie przyjemnie...
- Wiesz gdzie ja mam twoje rady.?
- Wyobrażam sobie. - Harry zbliżył się do Lou i wyszczerzył się dwuznacznie, przez co o mały włos nie zakrztusiłam się własną śliną. Nie mówcie, że on właśnie... do mojej siostry.?!
- Yyyym, to ten... - natychmiast zwróciłam na siebie ogólną uwagę, rzucając Juls i Suz spanikowane spojrzenia. Dziewczyny natychmiast je zrozumiały, niepostrzeżenie przenosząc wzrok na Harry'ego. I ja poszłam w ich ślady, maskując niepokój za sztucznym uśmiechem. - Skoro już jedziemy...
- Sorry za kłopoty. - Juls dokończyła za mnie, czym skupiła uwagę Harry'ego. Wprawdzie na sobie, ale przynajmniej nie patrzył na Lou.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się tylko przesłodko, ujawniając tym samym urocze dołeczki w policzkach.
- I dzięki za wszystko. - rzuciłam przytomnie, odwzajemniając jego gest. I modląc się w duchu, by na mnie spojrzał.
- Wsiadać. - moja siostra jednak musiała pozatruwać mi życie, w takiej chwili skupiając na sobie ogólną uwagę. Aż westchnęłam z irytacji, posyłając jej odpowiednie spojrzenie. Kiedy jednak znów wróciłam wzrokiem na Harry'ego...
- Na razie. - wszelkie wątpliwości uszły ze mnie, gdy chłopak zignorował moją siostrę i znowu się uśmiechnął. Wprost do mnie.
Tak, mogłam już umierać...
***

Odprowadzałam gówniary wzrokiem, sprawdzając, czy aby na pewno wszystkie pakują się do samochodu. Na szczęście żadna nie miała ochoty by uciekać, gdyż już po chwili wszystkie grzecznie siedziały na tylnym siedzeniu. I wszystkie wpatrywały się przez otwarte w gogusia, jak w jakieś bóstwo. Dosłownie chłonęły każdą chwilę z nim spędzoną. A jemu najwyraźniej sprawiało to przyjemność, gdyż bezceremonialnie pomachał do nich i uśmiechnął się idiotycznie.
- Ty wiesz, że moja siostra ma piętnaście lat.? - zniżyłam głos do szeptu, uważając, by Darlene nie usłyszała moich słów. Jednocześnie korzystając z tego, że znajdowałam się jakiś metr przed nim, spojrzałam na tego polokowanego idiotę ostro, żeby wiedział, że ze mną nie ma żartów. Co chyba nie wyszło zbyt przekonująco, gdyż musiałam delikatnie zadrzeć głowę... Cholera, ten idiota był wyższy ode mnie.! I to o dobre dziesięć centymetrów. A ja nie byłam przyzwyczajona do takich różnic. Dosłownie poczułam się jak jakiś krasnal.
- Każdy miał kiedyś piętnaście lat, nie rozumiem co ci w tym przeszkadza. - goguś natychmiast przestał się szczerzyć, zaszczycając mnie całą swoją uwagą. Łącznie z tym swoim trawiastym spojrzeniem, rzuconym mi dumnie z góry. Które było tak przepełnione arogancją, że aż za samo to miałam ochotę rąbnąć jego głową o beton.
- Teraz zacznie sobie wyobrażać nie-wiadomo-co. - zacisnęłam jednak szczękę, przez co zaczęłam cedzić słowa. Ale dobrze, niech wie, że wzrostem mnie nie wystraszy. - A ja będę musiała tego słuchać.
- Przestań myśleć tylko o sobie. - stwierdził poważnie, wkurzając mnie tym do cna. Aż się zagotowałam ze złości.
- Ja myślę tylko o sobie, ja.? - natychmiast podniosłam głos, irytując się tą bezsensowną uwagą. - Przywiozłam ją tutaj, czekałam, znosiłam twoją obecność, żeby moja siostra mogła sobie z wami poprzeprowadzać jakieś durne dyskusje i ja jestem egoistką, tak.? - wyliczałam na palcach, po czym wskazałam teatralnie na siebie. Co polokowany obserwował z zadziwiającym spokojem, obserwując moje poczynania z delikatnym politowaniem.
- Albo po prostu jesteś zazdrosna. - wypalił ni z tego, ni z owego, szczerząc się przy tym jak debil. A jakby tego było mało, nachylił się ku mnie, jeszcze bardziej zmniejszając i tak niewielki dystans między nami.
- Zanim zaczniesz kogoś wyzywać od egoistów, zastanów się najpierw nad sobą. - zignorowałam jego ostatnią wypowiedź i syknęłam ostro, pozostając dumnie na miejscu, chociaż miałam wielką ochotę się odsunąć. Ale niech ten pajac sobie nie myśli, że się go boję.!
- A co, coś ze mną nie tak.? - wskazał na siebie, marszcząc przy tym brwi, zupełnie jakby naprawdę uważał, że jest jakiś idealny. Aż chciałam mu wytłumaczyć jak bardzo się myli...
- Serio.?  Mam wymieniać.? - pisnęłam bojowym tonem, gasząc tym samym jego pełną wyższości minę. Którą zastąpił jakiś grymas niezadowolenia.
- Zaczynam się zastanawiać jak Darlene z tobą wytrzymuje...
- Nie masz własnych problemów.? O, jakie to urocze... - zironizowałam, czując przemożną ochotę przywalenia mu w ten wielgachny nochal. Już nawet zacisnęłam pięści.
- Lou, już ci się nie spieszy.? - nim zdążyłam chociażby podnieść rękę, głos Darlene skutecznie zniweczył moje plany. Automatycznie odwróciłam głowę w jej kierunku, a widząc jej pełne zazdrości spojrzenie poczułam się jak ostatni zdrajca. Wolałam nawet nie myśleć jak Darlene odebrała moje rozmowy z tym palantem i jak bardzo będzie mnie za nie prześladować. Westchnęłam więc tylko i opuszczając na chwilę głowę, z powrotem spojrzałam złośliwie na polokowanego.
- Nic nie mów. - syknęłam, widząc na jego twarzy chęć do wypowiedzi. Ale zignorowałam ją, odwracając się na pięcie i dumnie krocząc w stronę samochodu.
***

Powiedzieć, że nie podobała mi się ta rozmowa Harry'ego z Lou to za mało. Ja po prostu byłam wściekła.!
Miałam ochotę ją strzelić, że w ogóle śmiała odezwać się do MOJEGO Harry'ego. MOJEGO. I to jeszcze w tak bliskiej odległości...
Czy ona nie miała własnego faceta, przepraszam bardzo.?! Mogłaby się nim porządnie zająć, zamiast wdawać się w kłótnie z MOIM Harry'm.
Jezu...
A jeśli ona mu coś nagadała.?
Spojrzałam na Harry'ego, który stał w niedalekiej odległości od samochodu, uważnie na niego patrząc. Dłonie luźno schował w kieszeniach swoich rurek, przez co jego sylwetka nieco się zgarbiła, ale nadal wyglądała jak milion dolarów...
Nigdy nie sądziłam, że ktoś może być w ogóle idealny. A tu proszę... Miałam ideał na żywo. I mogłam się na niego patrzeć i patrzeć...

- No serio.?! - wściekły głos siostry przywrócił mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się nieprzytomnie wokoło, dostrzegając, że jeszcze nie ruszyliśmy z parkingu. Tylko dlaczego.? No tak, kilka prób odpalenia silnika, który nieustannie gasł, utwierdził mnie w przekonaniu, że mechanika odmówiła posłuszeństwa.  - Ja pieprzę... - Lou walnęła obiema dłońmi o kierownicę, po czym spróbowała jeszcze raz. Nic z tego.
- Kłopoty z autem.? - Harry nagle znalazł się przy drzwiach kierowcy, a ja tylko obserwowałam jak opiera prawą dłoń o dach samochodu i nachyla się, by zajrzeć przez otwarte okno do wnętrza samochodu. A jego grzywka w fantastyczny sposób opada mu na czoło...
- Mówiłam, NIC NIE MÓW.! - Lou wydarła się donośnie, gwałtownie otwierając drzwi. Harry odskoczył dosłownie w ostatnim  momencie.
- Ja ci tylko oferuję pomoc. - uniósł dłonie w obronnym geście, gdy Lou zmierzając wściekle przed siebie, o mało go nie stratowała. - Zadzwonić po jakiegoś mechanika.? - zapytał spokojnie, obserwując uważnie moją siostrę.
- A co ja jestem.? - nawet nie zaszczycając go jednym spojrzeniem, przeszła na przód auta, po czym z zaciętą miną podniosła jego klapę i tym samym straciłam ją z oczu. - Myślisz, że własnego auta nie potrafię naprawić.?
- Chciałbym to zobaczyć. - mimo wszystko chcąc kontrolować sytuację, spojrzałam na Harry'ego, który stał teraz z założonymi rękoma i gapił się na Lou.
No na serio.?!
- To patrz. - siostra oznajmiła wyniośle, po czym wychyliła się zza maski, spoglądając wprost na mnie. - Darlene, odpal mi auto.
- Co.? - zmarszczyłam brwi, nie do końca pojmując obrót sytuacji. Poza tym, Harry właśnie na mnie patrzył. Ewidentnie to czułam...
- Odpal mi auto. - Lou ponowiła prośbę, nawet przyjaznym tonem. Ale nie ma głupich... - Muszę zobaczyć co nie łączy.
- Dobrze wiesz, że się na tym nie znam. - warknęłam, zakładając ręce na piersi i odkręcając dumnie głowę. O, niech się nie spodziewa, że jeszcze będę jej pomagać.!
- Któraś z was.? - Lou zwróciła się do moich przyjaciółek, które zgodnie pokręciły głowami. - Ja pieprzę... - wzniosła oczy ku niebu, po czym przeniosła wzrok na Harry'ego. - Ty... Skoro już się tu kręcisz...
- Magiczne słowo.
- Proszę. - siostra mruknęła wymuszenie i bardzo nieprzyjaźnie, patrząc na chłopaka z wściekłością. Ale to go nie zraziło...
- Widzisz jak ładnie.? - uśmiechnął się tylko, podchodząc do samochodu i stanowczym gestem otwierając jego drzwi. Po czym zgrabnie wsiadł do środka.
- Nie gadaj. Odpalaj auto. - Lou z wściekłą miną z powrotem schowała się za klapą. A ja, oniemiała, miałam okazję oglądać jak Harry Styles siedząc w samochodzie mojej siostry tak zwyczajnie go odpala... I tak zwyczajnie mu się udaje.
***

- No proszę, to się nazywa mistrz kierownicy. - pełen dumy głos polokowanego wzbudził kolejne fale nienawiści w mim ciele. Dlatego też nie chciałam na niego patrzeć, chowając się całym ciałem za klapą. I wyrzucałam z głowy myśl, że ten cały Harry siedzi właśnie w moim kochanym samochodzie... - Jesteś pewna, że znasz się na samochodach.? - sądząc po odgłosach, na szczęście już się z niego usunął. Aż odetchnęłam z ulgą...
- Poruszałam kabelkami, to odpalił. - z hukiem zamknęłam maskę samochodu, skrycie marząc, by pod blachą znalazła się głowa tego pajaca. - Żadna w tym twoja zasługa. - ominęłam auto, przechodząc obok polokowanego i rzucając mu odpowiednio zirytowane spojrzenie.
- Naprawdę.? - zdziwił się szczerze, jakoś tak mimowolnie schodząc mi z drogi. Ale oprzeć się o mój samochód tymi swoimi grabiami to oczywiście musiał... I jak ja moje autko teraz doczyszczę.?! - Skutecznie uruchomiłem ten twój samochód, to się nazywa nic.?
- Okej, dziękuję ci bardzo. Bez ciebie po prostu nie dałabym rady. Twoja pomoc jest nieoceniona. Jestem ci wdzięczna do końca swoich dni. - ironizowałam przesłodzonym tonem, jednocześnie zajmując miejsce za kierownicą. A na koniec przewróciłam znacząco oczami, spoglądając w górę, na tego idiotę. - Wystarczająco podbudowało to twoje wyrośnięte męskie ego.?
- A żebyś wiedziała. - kiwnął głową, po czym nagle odskoczył z niezadowoloną miną, kiedy zamykane przeze mnie drzwi przypadkiem drasnęły jego dłoń. - Tak trudno u ciebie z ludzkimi odruchami.?! - zmarszczył czoło, wymachując przed sobą ręką. - Ucięłabyś mi palce.
- Nie pchaj łap, gdzie nie powinieneś. - mruknęłam z wyższością, kompletnie nie przejmując się jego piskami bólu. - Nie myśl, że skoro jesteś wielką gwiazdą to wszystko ci wolno. I radziłabym ci odejść, bo zaraz ruszam. Nie będę patrzeć czy przejadę ci po palcach, czy też nie.
- Do zobaczenia. - goguś, nadal wymachując dłonią przed sobą posłusznie odsunął się o kilka kroków, kiwając głową na tylne siedzenie.
- Mam nadzieję, że nie. - mruknęłam pod nosem, przewracając oczami. I nie obchodziło mnie czy ktoś to usłyszał, czy nie. Miałam po prostu ochotę stąd odjechać... Już nawet zmieniałam biegi, by spokojnie się stąd usunąć wraz z całym inwentarzem, kiedy polokowana głowa tego idioty ponownie pojawiła się w moim oknie.
- Jeszcze jedno. - zwrócił się do tych z tyłu, całkowicie ignorując moją osobę. I absolutnie nie miałam ochoty płakać z tego powodu... - Zostajemy tu do jutra. Chcemy zorganizować małą imprezkę. - oznajmił, ni z tego, ni z owego, przenosząc swój pełen wyzwania wzrok na mnie. Ohoooo, no pięknie... - Macie ochotę wpaść.? - wypalił w końcu, powracając spojrzeniem na tył. I nim się zdążyłam odezwać, samochód zasypały entuzjastyczne piski i potwierdzenia przyjścia. Ignorując je jak tylko można, westchnęłam głęboko, zaciskając jak najmocniej dłonie na kierownicy. A licząc powoli do dziesięciu przegapiłam zawał siostry, kiedy Harry poprosił ją o numer w celu ustalenia szczegółów. Ale kij z tym... On to zrobił cholera specjalnie.! Tylko i wyłącznie żeby mnie wkurzyć. To było wypisane na tej jego wrednej gębie z tymi babskimi dołkami w policzkach...
- To do zobaczenia jutro. - jakby tego było mało, zaszczebiotał tym swoim przesłodzonym głosikiem, odsuwając się o kilka kroków. Po czym tak po prostu mrugnął okiem i to wcale niekoniecznie do Darlene. Co tylko jeszcze bardziej mnie rozsierdziło...
- Nie zdziwcie się, jak jutro przeczytacie, że Harry Styles miał tragiczny wypadek. - zagrzmiałam wrednie, nareszcie wyjeżdżając z parkingu. I całą siłą woli powstrzymywałam ochotę, by nie wrzucić wstecznego i zrealizować swoją groźbę na ich oczach...


***
Zgodnie z życzeniem - perspektywa Nialla xx. Nie powiem, o wiele lepiej pisało mi się ją pisało, jeśli oczywiście porównywać to do Harry'ego z Piekarni... Ale mam wrażenie, że całkiem niegłupio wyszło... xx. Dobra, to było mało skromne, ale tak czuję xx. A Wy jak myślicie.? Jestem szalenie ciekawa Waszych opinii, gdyż męskie perspektywy to dla mnie pierwszyzna... W zasadzie tak jak i te 'kłótniowe' relacje, więc mogę tylko mieć nadzieję, że wyszły wystarczająco zabawnie xx. Jak sądzicie.? xx
Co do reszty - strasznie przepraszam, że tak bardzo się to w czasie przeciągnęło. Ale jakoś tak miałam rękę do Piekarni, więc postanowiłam to wykorzystać. Oczywiście nie zapominam o tym opowiadaniu i nie zamierzam go traktować po macoszemu... Będę pisać przy wolnej chwili i wenie xx. Tak jak i inne xx.
No to ten... Dziękuję Wam, że czekacie, że nie narzekacie i że jesteście xx. Bez Was nie chciałoby mi się pewnie nawet palcem kiwnąć i nic bym pewnie nie napisała xx.

KOCHAM WAS.! ;*
PS: To nad czyją perspektywą mam teraz popracować...? xx.

piątek, 5 lipca 2013

Sześć.

Co ja miałam robić.?
Co. Ja. Miałam. Robić.?
CO JA MIAŁAM ROBIĆ.?!

Cholera jasna, ja nie byłam przygotowana na to, by moja własna siostra miała właśnie wykitować w mojej obecności.! Bo może i umiałam zachować zimną krew w większości stresowych sytuacji, ale ta zdecydowanie przerastała moje kompetencje... Poczułam się tak cholernie niepewnie, że aż groteskowo. Co nie zmieniła jednak faktu, że w żyłach, wraz z krwią, zaczęła krążyć substancja dotąd mi nieznana. Panika.

Nie było mi wygodnie z myślą, że ja, osoba nieprzejmująca się praktycznie niczym, daje się obezwładnić jakiemuś beznadziejnemu uczuciu. Żeby więc jakoś je złagodzić, głośno przełknęłam ślinę, niepewnie rozglądając się po otoczeniu. Gdyż wiedziałam, że sama sobie nie poradzę...

- Pomoże mi ktoś, czy nadal będziecie tak stać jak te kołki.? - mój głos zadrżał nieznacznie, co musiałam przykryć odpowiednim chrząknięciem. Nikt więc nie zauważył, zwłaszcza, że i tak wszyscy byli zaaferowani moją siostrą leżącą bez przytomności na betonie. I to do tego stopnia, że nikt nawet nie zareagował na moje pytanie. Dopiero po dłuższej chwili, lokowaty jakby się odblokował i ruszył ku mnie. - Ty nie. - zareagowałam natychmiast, posyłając mu odpowiednio groźne spojrzenie. - Ty się nie zbliżaj. Co najmniej dwa metry od mojej siostry. - oznajmiłam ostrym tonem, odpowiednim gestem odcinając mu drogę do Darlene.
- Ale... - zmarszczył brwi, uważnie spoglądając na mnie z góry.
- Żadne ale. - przerwałam mu natychmiast. - Obudzi się, zobaczy cię w pobliżu i padnie w końcu na zawał. Odsuń się.
- Okej, już się odsuwam. - uniósł ręce w obronnym geście, cofając się o parę kroków. - Ale i tak widzę, że ty kompletnie nie wiesz co robić... - dodał już sekundę później takim tonem, że aż zechciałam mu z miejsca przywalić. Ale przecież nie miałam na to czasu, biorąc pod uwagę fakt, że moja siostra właśnie leżała przede mną nieprzytomna.
- No tak, przy mnie nie mdleje co pięć minut kolejna nastolatka, sorry. - zironizowałam mimowolnie, resztę swojej uwagi poświęcając Darlene. Chociaż, co przyznałam z trudem, ten głupek miał rację. Poza trzymaniem jej za rękę i panicznym spojrzeniem wbitym w jej twarz, nie miałam pojęcia co mogłabym więcej zrobić.
- Masz nieprzytomną siostrę i jeszcze stać cię na ironię.? - ten idiota najwyraźniej nie rozumiał moich aluzji, że ma się nie wtrącać. I miałam mu nawet powiedzieć, żeby się w końcu odpieprzył, ale... fakt, miałam właśnie przed sobą własną, nieprzytomną siostrę. I przy tym nawet cienia pomysłu jak ją ocucić.
- Wiesz co robić.? - zerknęłam na niego niepewnie, hamując w sobie wszelkie zapały do uduszenia tego kretyna. A naprawdę miałam na to ochotę, bo jakby nie patrzeć... gdyby nie on, nie byłoby tej całej maskarady.
- Jak to ujęłaś, co pięć minut mdleje przy mnie kolejna nastolatka. Więc chyba mam już wprawę...- rzucił tak przemądrzałym tonem, że słowo daję... kij z Darlene, mogłabym wydrapać mu te zielone gały bez mrugnięcia okiem. Ale musiałam się powstrzymać, gdyż tylko on wykazywał chęci do pomocy Dar...
- Żebym ja dyskutowała z jakimś popaprańcem... - westchnęłam pod nosem, nie mogąc powstrzymywać tego wzburzenia na jego gadkę w nieskończoność.
- Słyszałem. - tamten obruszył się w jednym momencie. A ja poczułam dziką satysfakcję z tego powodu. I to taką, że nie mogłam się powstrzymać od zwycięskiego uśmieszku.
- To nie słuchaj. - natychmiast się jednak uspokoiłam, powracając myślami do Darlene, która przecież nadal nie wykazywała żadnych oznak życia. - Mów co mam robić. - rozkazałam niemalże, nie chcąc jawnie go prosić. To zdecydowanie byłoby ponad moje siły...
- Ale... - zrobił kilka kroków do przodu, z ewidentnym zamiarem kucnięcia przy mojej siostry. No co on myślał, że tak po prostu pozwolę mu się nią zająć.?!
- Jak już mówiłam, lepiej, żebyś się nie zbliżał. - zerknęłam na niego kątem oka, wysyłając mu jawne ostrzeżenie. Jednak on nic sobie z tego nie zrobił, realizując swój plan, ostatecznie spoczywając na kolanach, tuż po mojej prawej, przed nieprzytomną Darlene.
- Myślisz tak racjonalnie, a mimo to potrzebujesz rady jakiegoś popaprańca.? - spojrzał na mnie wymownie, nie oszczędzając w tym wszystkim swojej niechęci do moich słów. Okej, mógł się poczuć urażony, ale nie to było teraz problemem, prawda.?
- Będziesz się tak jeszcze wykłócać, czy mi w końcu pomożesz.? - zaapelowałam na wydechu, kończąc te wszystkie idiotyczne dyskusje. Bo przecież, do cholery... Darlene nadal była nieprzytomna.! I cholera jasna, nadal nie dawała żadnych oznak życia...
- Uderz ją. - kolejna uwaga tego całego Harry'ego kazała mi szczerze zwątpić w stan jego poprawności intelektualnej. Po co do cholery miałam lać własną siostrę, zwłaszcza nieprzytomną.?!
- Co.? - popatrzyłam na niego jak na ostatniego idiotę. Którym i tak zresztą był...
- W twarz. Tak normalnie. - wzruszył ramionami, uciekając spojrzeniem na moją siostrę. Co mogłam odczytać jednoznacznie: chyba zaczął się mnie bać... - Nie wierzę, że nigdy nie biłaś się z siostrą. - dodał zaczepnie, nadal jednak na mnie nie patrząc.

Zignorowałam jednak jego, tego jego kolegę, ochroniarza, blondyneczki i Scotta, który nagle stąd wyparował, przypominając sobie kilka filmów, na których pokazano niby skuteczność propozycji lokowatego. A czy ja miałam jakiś lepszy pomysł.? Nie miałam. Więc bez zastanowienia rąbnęłam siostrę w policzek.

- Darlene... - szepnęłam cichutko, co zabrzmiało niejako kontrastowo do poprzedniego zamachu na jej twarz. Ale przynajmniej poskutkowało, gdyż siostra zaczęła powoli otwierać oczy.
***

Słyszałam głosy. Wcale nie ściemniam.
Leżałam, pogrążona w ciemności, czując dziwną lekkość i ból głowy jednocześnie, a nad uchem słyszałam... zaraz, zaraz... kłótnię mojej siostry i Harry'ego.?!
Okej, moja siostra kłóciła się ze wszystkimi... ale co w tym wszystkim robił Harry.?!
MÓJ Harry.?

Ryzykując nasilenie bólu głowy, powoli zaczęłam podnosić ociężałe powieki. Z początku rażące światło niemalże prześwietliło mi oczy, więc na powrót je przymknęłam, czekając kilka sekund. Podczas których i mój słuch uległ nagłemu atakowi.

- Dzięki Bogu.! - dziwnie piskliwy głos siostry wdarł się do moich otumanionych zmysłów jak wiertło. Natychmiast podniosłam powieki, wbijając w nią skołowane spojrzenie. Które napotkało na pełną nerwów twarz siostry. - Ty kretynko, jak mogłaś mnie tak przestraszyć.! - a jakby tego było mało, zupełnie bez powodu nagle zostałam rąbnięta w ramię. I to tak mocno, że skóra aż mnie zapiekła.

Zaryzykowałam więc zawroty głowy, delikatnie podnosząc się na łokciach. Dłonią potarłam obolałe od uderzenia miejsce, czując jak coś od środka rozsadza mi czaszkę. I pewnie zaczęłabym się nad sobą użalać z tego powodu, gdyby mój wzrok nie powędrował gdzieś za Lou.

Brązowa czupryna poskręcanych włosów.
Ta poznana na wylot twarz, zawierająca cudowne, zielone oczy.
I ta cała charakterystyczna reszta, która...

O żesz ty, kurczę...

- Ja... Ja... Jak... Harry.? - wydusiłam z siebie coś na kształt wypowiedzi, przypominając sobie o tej sennej kłótni...

WIĘC TO CHOLERA NIE BYŁ SEN.?!

A JA SERIO WŁAŚNIE LEŻAŁAM PRZED HARRYM.?!

- Serio.?! - wrzask mojej siostry znowu mnie ogłuszył. Ale nie na tyle, bym przestała zastanawiać się jak doszło do tego, że WŁAŚNIE LEŻAŁAM PRZED HARRYM. - Zemdlałaś, a jedyne co cię obchodzi to to, że ten kretyn tu jest.?
- Nie wrzeszcz... - upomniałam ją automatycznie, nie odrywając wzroku od Harry'ego. Nie mogłam się przy tym przestać uśmiechać, przypominając sobie o tych wszystkich podobnych sytuacyjnie marzeniach, kiedy to Harry zakochuje się we mnie bez pamięci. No nie mogłam teraz przegapić TAKIEJ okazji... - Chyba uderzyłam się w głowę... - robiąc smutną minkę, żeby Harry odczytał mój ból i zareagował odpowiednio.
- Pokaż. - jednak zamiast Harry'ego, głos podjęła moja siostra... - No pokaż, mówię.! - syknęła, gdy nie zareagowałam na jej poprzednią 'prośbę'. I była w tym tak stanowcza, że objęła obiema dłońmi moją głowę, próbując przekręcić ją siłą. - Przestań się cholera gapić na niego i przekręć ten łeb.!
- Łeb to ty masz.! - syknęłam ku niej groźnie, zaraz po tym posyłając Harry'emu słodki uśmiech. Żeby sobie nie pomyślał, że jestem jak ona...
- Jakbyś nie była już uszkodzona, to słowo daję, przywaliłabym ci... - no właśnie, o tych sykach pełnych nienawiści mówiłam. To, że Lou jest antyspołecznikiem wcale nie oznacza, że jestem taka sama. A Harry musiał się o tym przekonać, więc kolejny raz posłałam mu wdzięczny uśmiech. Który jednak nie poskutkował, bo Harry...
- Twoja siostra ma rację. - ... z uwagą patrzył na LOU. I jeszcze zwracał się centralnie do niej.!

A co najgorsze, ona tak zwyczajnie odwdzięczała się tym samym.!

- W czym, przepraszam.? - nie mogąc wydusić słowa protestu, patrzyłam jak moja siostra z jawną wrogością, przesadnie trzepocząc rzęsami w dosyć zirytowanym geście, tak po prostu wdaje się w dyskusję z Harrym. Moim Harrym.!
- Wrzeszczysz. - niespokojnie popatrzyłam też na chłopaka, który w taki nieskomplikowany sposób dał się wciągnąć w tą idiotyczną kłótnię. - Nie możesz mówić spokojniej.? - przechylił delikatnie głowę, dzięki czemu kilka lokowatych kosmyków opadła mu na czoło.

Ale nie to teraz było ważne.! Bo priorytetem był fakt, że moja własna siostra kompromitowała mnie genowo przed TYM facetem.! A ja nie miałam pojęcia jak to przerwać...

- Ktoś cię kolego w ogóle pytał o zdanie.? Nie sądzę. - całe szczęście Lou postanowiła ukrócić tą idiotyczną wymianę zdań, jednocześnie posyłając Harry'emu ostatnie wredne spojrzenie i odwracając się do mnie z podobną miną. - Wstawaj. - syknęła, podnosząc się z kolan i wyciągając ku mnie rękę. Ale ja przecież nadal byłam w szoku. I nadal nie mogłam oderwać wzroku od Hazzy.! - Wstawaj, bo zaraz sama cię podniosę. - brak mojej reakcji tylko pogłębił zirytowanie Lou, które rozeszło się mrożącym krew w żyłach echem po parkingu.

Miałam więc inne wyjście.? Nie mogłam ryzykować, że moja własna siostra zamorduje mnie na oczach Harry'ego. Toteż nie widząc innego wyjścia, spróbowałam jakoś zebrać siły i za jej pomocą podnieść się do pozycji pionowej. Niemalże jednocześnie z Harrym, którego chciałam cały czas obserwować, ale niestety... w głowie nadal mi się znacząco kręciło, więc zachwiałam się delikatnie. Na tyle, że przez moment musiałam przymknąć powieki. I to akurat w tym momencie, gdy ktoś sprawnie zareagował kolejnej mojej wywrotce, przytrzymując mnie w pasie.

Obcy dotyk na talii odebrałam jako jawny atak. I już miałam opieprzyć Lou, że w miejscach publicznych cacka się ze mną jak z dzieckiem, kiedy otwierając oczy zobaczyłam, że...

Ja śnię, czy dłonie Harry'ego spoczywają właśnie na mojej talii.?!

Jezus Maria, Harry Styles stał właśnie tuż obok mnie i przytrzymywał mnie w pasie.!
Mdleć znowu, piszczeć, czy udawać, że wszystko jest w porządku...?
W sumie to trzecie najrozsądniejsze, ale ja nigdy nie byłam dobrą aktorką, a przecież emocje to mnie rozsadzają od środka... Zwłaszcza, że...

No kurczę, Harry Styles stał u mojego boku.!

I MNIE DOTYKAŁ.!

- Może lepiej zawołam... - rzucił troskliwie, niemalże tuż przy moim uchu. I mogłabym tego chrapliwego głosu słuchać w nieskończoność, gdyby nie...
- Ty już się więcej nie udzielaj, dziękujemy bardzo. - moja siostra i jej nienawiść wobec wszystkich dookoła. Naprawdę, miałam ochotę ją strzelić, no ale... jak miałam się ruszyć, skoro Harry właśnie stanowczo mnie przytrzymywał.?
- Ale twoja siostra właśnie zemdlała i... - oj taaak... Mogłabym przyzwyczaić się do tego, ze chrapliwy głos Harry'ego, przepełniony dziwną troską, trafia wprost do mojego ucha. Gdyby tylko Lou się nie wtrącała...
- Kłóciła się ze mną.? Kłóciła. - a jakby tego było mało, z tą swoją wredną miną, zaczęła mnie definitywnie pogrążać... - Jak cię zobaczyła, zaczęła robić te maślane oczka i tylko się wgapia.?
- Lou... - syknęłam ostrzegawczo, nim jakiekolwiek jedno słowo uszło jeszcze z jej ust. Jednocześnie miałam ochotę ją udusić, ale przecież nie będę się dobrowolnie odsuwać od Harry'ego i jego ciepłego, pachnącego owocami ciała, prawda.?

Oj, cholera, on pachniał naprawdę niesamowicie...

- I jeszcze mi przerywa. - niestety, moje ostrzeżenia Lou zwyczajnie olała, stawiając sobie za cel skompromitowanie mnie przed Harrym. - Wszystko w normie. - wzruszyła ramionami, dając tym samym wszystkim do zrozumienia, że jestem pyskatą, niewychowaną, zakochaną faneczką, która myśli tylko o sobie. Piękny mi PR zrobiła, po prostu piękny...
- Na pewno wszystko w porządku.? - całe szczęście, Harry zwyczajnie olał moją siostrę i jej wredną naturę, całą swoją uwagę skupiając na mnie.

Dosłownie, całą. Nie dość, że stał naprawdę blisko mnie, nie dość, że nasze ciała się stykały, to jeszcze pochylał się ku mnie w ten sposób, że... oj... czy ja musiałam to w ogóle opisywać.?

HARRY STYLES STAŁ WŁAŚNIE TUŻ OBOK MNIE.!

Nic więcej do utraty rozumu mi nie było trzeba...

- Noooo... Chyba tak. - starałam się zachowywać jak najbardziej natualnie. Ale kiedy miałam przed oczami twarz Harry'ego Stylesa, który patrzył na mnie z troską... Coś mi się z mową nie tak zrobiło.
- Dobrze się czujesz.?
- Raczej tak.
- Mam po kogoś pójść.?
- Nie, nie. Nie trzeba. - pokręciłam stanowczo głową, nie chcąc, by oddalał się ode mnie. Przecież przy nim było mi tak fajnie... - Już mi lepiej. - zapewniłam jeszcze, uwieńczając to odpowiednim uśmiechem.
- Stoisz.? - Harry mruknął cichutko, niepewnie odsuwając ode mnie swoje dłonie. - Stoisz...- odpowiedział sam sobie, przyglądając mi się badawczo, chociaż z uśmiechem. - Będziesz żyć.

A ja nadal czując bliskość Harry'ego, poważnie zaczęłam wątpić w jego słowa.
***

Miałam ochotę wziąć przykład ze Scotta i po prostu stąd zwiać. Serio. I nie obchodziłby mnie gniew ojca, jakieś szlabany, czy inne kary za niewywiązanie się z umowy. Kij z tym, mogłam i zostać zamknięta w lochach do końca życia. Ale jeśli jeszcze przez choćby sekundę popatrzę na te maślane oczka, które Darlene wlepia w tego polokowanego gogusia, zwyczajnie oszaleję.

Bo może mi ktoś wytłumaczyć o co ta cała afera.? Czemu te trzy gówniary tak ślinią się na widok tych chłopczyków.? No słowo daję, jakby nie miały przyzwoitości, pewnie rzuciłyby się na nich z miejsca. A tak tylko patrzyły na tą wyszczerzoną bez powodu dwójkę i spijały każde słowo wychodzące z ich ust, jakby to co najmniej świętość jakaś była. Ale i tak najgorsze były te ich piski szczęścia i chichotania...

Ale serio. Co oni w sobie mają.? Jeden bezczelny, w babskich spodniach, które z pewnością mają eksponować pewną część ciała, którą z braku wiary w siebie musi się pochwalić. Flirciarz na całego. Nie obchodzi go, że one mają po piętnaście lat, oczywiście musi się wykazać swoim domniemanym urokiem, strzelając swoimi zielonymi gałami do wszystkich trzech. Drugi rozgadany, a nawet i paplający bez sensu o bzdurach... a w sumie i tak nic do chłopaka nie miałam. Przynajmniej wyglądał jak facet, a nie jak jakaś wymuskana paniusia z wybiegu.

Ale mimo wszystko, ta cała sytuacja zaczęła mnie wyprowadzać z równowagi. Bo ileż można stać i gapić się na to żenujące zjawisko, kiedy ta dwójka idiotów wykorzystywała zainteresowanie swoją osobą, podnosząc tym samym swoje nadmuchane ego.? Dobra, mogłabym się nawet i założyć o tysiąc funtów, że gdyby nie ta cała sława, żadna z tych trzech trzpiotek nie zwróciłaby uwagi na żadnego z nich...

Podobno władza i sława to największy afrodyzjak. Cóż, sądząc po ich braku urody, stylu i charakteru, to wszystko okazuje się prawdą...

Tylko czemu ja musiałam na to patrzeć.?!

- Może wejdziecie na chwilę, napić się czegoś.? Może mamy jeszcze trochę coli w garderobie. Bo na jedzenie nie ma co liczyć. Niall i tak już wszystko pożarł...

Okej, może i nie przysłuchiwałam się rozmowie, po prostu stojąc obok i czekając na zakończenie mojej męki i powrót do domu, ale akurat tą wypowiedź polokowanego udało mi się wyłapać w całości. I od raz zapaliło to czerwoną lampeczkę w mojej głowie..

- Ej, sam wpieprzyłeś... - oburzenie blondyna na zarzuty kumpla niewiele mnie obeszły, gdyż od razu wbiłam wściekły wzrok w tego całego Harry'ego, czarującego swoim uśmiechem moją bezmózgą siostrę.
- Ta informacja i tak mnie nie interesuje. - wpadłam w słowo niebieskookiemu, całą swoją irytację kierując na bezczelność lokowatego. - Poza tym spędziłam tu już cholernie długie godziny i mam już was powyżej kokardek. Na żadną colę się nie zgadzam, wracamy do domu. - cedziłam słowa, praktycznie wychodząc z siebie. A w minie tego polokowanego gościa już widziałam jak chce powiedzieć, iż mnie zaproszenie nie obejmuje. Byłam już nawet przygotowana na ripostę, kiedy nagle dyskusję zaprzepaścił cichy i błagalny głosik Darlene.
- Ale Lou... - zaapelowała nieśmiało, jak zauważyłam, smutnym wzrokiem wgapiając się w polokowanego, który cały czas stał u jej boku.
- Powiedziałam: WRACAMY DO DOMU. - zaznaczyłam dosadnie, nadając swojej wypowiedzi odpowiednio ostrzegawczy wymiar. Nie poskutkowało...
- Lou.? - blondyn zmarszczył brwi, ignorując tą moją wściekłość. I popatrzył na mnie wielce zdziwiony, jakbym była jakąś kosmitką. A przecież moje imię już chyba zostało wyjawione, nie.? Czy on nigdy nie słyszał o Louise.?
- Serio masz imię jak Louis.? - temat natychmiast podjął ten bezczelny, wbijając we mnie co najmniej oskarżycielskie spojrzenie.
- W twoich ustach to brzmi jak obelga. - zmrużyłam oczy, odpierając jego kolejny atak. Po czym podobnym wzrokiem zaszczyciłam własną siostrę. - A ty się nawet tak nie patrz, wracamy natychmiast do domu. Musimy po drodze wstąpić jeszcze do jakiegoś urzędu, przy okazji zmienię sobie imię.
- O tej porze.? - spytała nieprzytomnie, istotnie wierząc w moje groźby.
- O tej, kurna porze. - machnęłam wściekle dłonią, zastanawiając się co to dziewczę ma w głowie. - Do samochodu. - mruknęłam stanowczo, kiwając głową na auto, żeby nie było wątpliwości o czym mówię.
- Gdzie ci się aż tak śpieszy.? - ta mieszanka wesołości i chrypki, jak u pięćdziesięcioletniego alkoholika zaczynała mi już działać na nerwy. Więc zacisnęłam szczękę, nie chcąc ostatecznie wyjść z siebie.
- Wszędzie, byle jak najdalej od was. - syknęłam, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem, gdyż całą uwagę poświęciłam siostrze. - Dar, ja naprawdę jestem teraz wkurzona, jeszcze minuta z nimi i szlag mnie trafi.!
- Ale Lou... - Darlene natychmiast włączyła to swoje Disney'owskie spojrzenie, od którego mimo wszystko zaczynałam mięknąć.
- Byłaś na koncercie.? Byłaś. - mruknęłam, starając się mimo wszystko zachować zimną krew i nie dać się zatrzymać w towarzystwie tych idiotów na kolejne długie godziny. - Pogadałaś sobie z nimi.? Pogadałaś. Masz ich autografy.?
- Nie mam. - przytomnie odpowiedziała za mnie.
- Jasna cholera... - wysyczałam przez zęby, wznosząc wzrok ku niebu. - Ty mnie doprowadzisz do ostateczności... - mruknęłam nieprzyjemnie, z powrotem wracając spojrzeniem na Darlene. Które jednak i tak zaraz przeniosłam na tą dwójkę kretynów, wgapiających się we mnie z mieszanymi uczuciami. - No co tak stoicie.?
- A co mamy robić.? - oczywiście tylko lokowaty nie mógł pojąć tak prostego i logicznego rozumowania... No czy on ma kisiel zamiast mózgu, czy jak.?!
- Ruszyć tyłek i pójść po resztę.? - zapytałam z odpowiednią pretensją, rzucając mu znaczące spojrzenie. - Z tego co się orientuję, was jest pięciu, a ja widzę tylko dwóch. - na potwierdzenie własnych słów kiwnęłam głową na obu, po czym skinęłam brodą na siostrę. - Ona żyć mi nie da, jak nie zobaczy całego zespołu.
- LOU.! - Darlene natychmiast się oburzyła, zmiatając mnie morderczym spojrzeniem z powierzchni ziemi.
- No co.? - przybrałam niewinny ton, akcentując to przesłodzoną minką i kilkoma słodziutkimi machnięciami rzęs.
- Przymknij się. - ku mojemu rosnącemu zadowoleniu, siostrzyczka tylko bardziej się denerwowała, przybierając tym samym tą swoją fioletową barwę... Ha, niech teraz próbuje oczarowywać tego całego Stylesa...

Jezuuuu... Miałabym tego kretyna za szwagra.! On by mi po domu łaził.! I z tą swoją bezczelnością...!

Ooooo nie, w życiu.! Nie zgadzam się na tego idiotę w rodzinie, mowy nie ma.!

- Załatwiam ci autograf, jeszcze ci źle.? - wśród całej swojej konsternacji tym pozbawionym sensu tokiem myślenia, znowu przybrałam niewinną minkę, zachowując pozę opiekuńczej siostrzyczki.
- Nie musisz tyle gadać. - niestety, polokowany uznał za priorytet wnerwienie mnie, a przy okazji wzięcie w obronę mojej siostry, przez co była wniebowzięta. A ja się tylko jeszcze bardziej irytowałam i strachałam, że moje idiotyczne przemyślenia nabierają na prawdziwości.

Normalnie już widziałam tego aroganta na niedzielnym obiadku...

- Mama ci nie mówiła, że się nie podsłuchuje czyichś rozmów.? - nie dałam się jednak aż tak sprowokować, stawiając na dobrze mi znane gniewne spojrzenie.
- Trudno nie słyszeć twojego darcia. - polokowany natychmiast je odwzajemnił, zaszczycając mnie jednocześnie jednym ze swoich zuchwałych uśmieszków. - No idę już, idę... Nie strzelaj. - nie ruszając się o krok, mruknął wesoło, unosząc dłonie w geście poddania. I nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że się zwyczajnie ze mnie nabija... - A może jednak po prostu wejdziecie...?
- Bardzo chętnie. - nim zdążyłam zareagować, jedna z blondyn pogrzebała moje nadzieje na szybki powrót do domu. Po czym cała piątka ruszyła ku budynkowi, w wielce zadowolonych humorach.
- A ty.? - polokowany odwrócił się jeszcze, posyłając mi na pół rozbawione, na pół aroganckie spojrzenie.
- Zejdź mi z oczu. - wycedziłam, akcentując wściekłość odpowiednio zirytowanym spojrzeniem. - I czekam tu góra pół godziny, potem mnie nie obchodzi jak wracacie do domu.

***
Przepraszam Was z całego serducha. Strasznie długo nic nie dodawałam, ale najpierw rozłożyła mnie choroba, potem chciałam skupić się na Piekarni... no tak, brak pomysłu na szósteczkę też zrobił swoje, no ale w końcu mi się udało :). Myślę, że to ten powrót do korzeni... Sama nie wiem jak to się zrobiło... Bo od kilku ładnych miesięcy miałam zwyczajnie dość Hazzy, szaleństwo za chłopakami też było wybiórcze. Można by rzec, że dołowałam się tym, iż MUSZĘ ich lubić. Aż tu wczoraj... Naprawdę nie wiem jak to się stało, ale złapałam taką fazę na chłopaków, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie mogłam słuchać niczego innego, jak tylko ich. I to z "Up All Night" i wykonań z X Factor, gdyż one mi się najmilej kojarzą. Nie, żebym nie lubiła "Take Me Home".! Skąd, uwielbiam te piosenki.! Ale to te wcześniejsze odkrywałam na początku mojej obsesji i zawsze będę stawiać je na piedestale. No i tak zachwycałam się chłopakami, słuchałam ich piosenek, włączyłam odpowiedni plik i zaczęłam opisywać ten mój pierwszy pomysł na opowiadanie o nich. Trochę zmieniony, nie da się ukryć, bo w pierwotnej wersji Lou była jedynaczką i miała oszaleć na punkcie Liama. Ale zostawmy Liama dla Danielle, nie będę ich (przynajmniej w opowiadaniach) rozłączać :). Poza tym... Tak, wróciła mi ta faza na Hazzę. Nawet i z podwojonymi siłami. Jeśli tego nie zepsuję czytając jakieś dołujące mnie opowiadanie, będzie wspaniale. Bo uwierzcie lub nie, uwielbiam pisać w takim łandajrekszynowym amoku :).
Dobra, jak zwykle rozpisałam się o bzdetach... Ale najważniejsze jest przecież to, że chcę Wam ogromnie podziękować za te wspaniałe komentarze, które zostawiacie pod kolejnymi rozdziałami i którymi motywujecie mnie do pisania. Bo przecież gdyby nie Wy, moje pisanie ograniczyłoby się do "MAM POMYSŁ NA NOWĄ SCENĘ... PASOWAŁOBY JĄ OPISAĆ... EEE, NIE CHCE MI SIĘ...". A tak, w ramach pomysłu, zasiadam do komputera i po prostu piszę. Dla Was. I strasznie mi przyjemnie z tą myślą :). Więc co by nie mówić, nie pozostaje mi nic innego jak tylko Wam za to podziękować :)
KOCHAM WAS.! ;*
PS: Mam ochotę na nową perspektywę, co Wy na to.? Lou i Darlene to dosyć odmienne osoby, ale jednak obie są dziewczynami, a ja potrzebuję jakiegoś męskiego wyzwania... Więc pytam otwarcie: jest ktoś zainteresowany męską perspektywą.? A jeśli tak, to jaką.? Bo w zasadzie mam pomysł, ale wolę najpierw poznać Wasze propozycje... Może akurat zaczerpnę coś od Was :).