Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Niech mnie ktoś zabije.
Cholera, niech mnie ktoś w końcu zabije.!
Albo przynajmniej zabierze te rozhisteryzowane gówniary, bo ja dokonam
jakiegoś morderstwa na nich.!
Próbując jednak nie dać się sprowokować i nie pójść siedzieć w wieku lat
niespełna dziewiętnastu, zatrzymywałam cały swój gniew wewnątrz, zaciskając
jednak jak najmocniej dłonie na kierownicy. Do tego stopnia, że aż zbielały mi
kłykcie. Ale co z tego, skoro większej ulgi mi to nie dawało.? Nadal mnie krew
zalewała, gdy musiałam siedzieć w tak małym pomieszczeniu, jakim był samochód,
z trzema popieprzonymi fankami, albo nadającymi non stop o jakichś gogusiach,
albo śpiewającymi wniebogłosy do ich piosenek, który kazały puścić z płyty,
absolutnie bez prawa odmowy.
A ja musiałam tego, cholera jasna, wysłuchiwać. I jeszcze skupić się na
jeździe, nie chcąc wylądować z nimi w jakimś rowie. Chociaż miałam na to
ochotę. Przynajmniej by się zamknęły. Ale kiedy sobie przypomniałam, że ginąc
wraz z nimi w jednym wypadku, będę skazana już na nie na
wieczność. A tego, to ja cholera jasna za żadną chmurkę w niebie nie wytrzymam.
Musiałam więc zaciskać szczękę, by niczego nie powiedzieć i nie rozgryźć
im głów, trzymać nerwy na ostatniej wodzy, próbować to wszystko ignorować i
myśleć, że skoro to już się dzieje, to mam bliżej do końca.
Nie rozumiałam tylko jednego. Czemu do cholery musieliśmy wyjechać 5
godzin przed tym pieprzonym koncertem.? Jakby im nie wystarczyło, że od siódmej
rano ganiają po domu jak oszalałe, żeby się wystroić. WYSTROIĆ!
Piętnastolatki.! No jak słowo daję, im się centralnie w dupach poprzewracało.!
Albo przynajmniej mi, w głowie, że dobrowolnie się tu znalazłam. Bóg mi
rozum odebrał w chwili, gdy godziłam się na to wszystko...
- A spróbuj mi nakruszyć... - syknęłam ostro, gdy zerkając we wsteczne
lusterko dostrzegłam, jak Darlene znowu coś wpierdziela. Na jej kolanach
zauważyłam do połowy opróżnione pudełko po ciastkach, a tylko jej buzia się
ruszała, więc wszystko było jasne. Poza tym, tylko ona zajadała wszystko, od
stresu, po szczęście. I jak na złość, w ogóle nie tyła..
- Jakbyś nie wiedziała, że jak się denerwuję, to jem. - mruknęła z pełną
buzią, przez co kilka okruchów wylądowało na siedzeniu.
- Będziesz sprzątać. - zaznaczyłam, bacznie obserwując jak kolejne
ciastko z prędkością światła ląduje w jej ustach.
- Mówisz tak, jakbyś myślała, że ja cokolwiek rozumiem z tego co mi
mówisz. - Darlene również zerknęła do lusterka tymi swoimi brązowymi
patrzałkami, rzucając mi politowane spojrzenie. - Siostrzyczko, ja jadę na
koncert ONE DIRECTION.! I zaraz spotkam Harry'ego, i go oczaruję, i pójdziemy
na romantyczną randkę, i mnie pocałuje, i zaczniemy ze sobą chodzić, i będziemy
idealną parą, i wszyscy będą nam zazdrościć, i się pokłócimy, i zerwiemy, ale
on nie będzie mógł o mnie zapomnieć i będzie przepraszał, a potem weźmiemy ślub
i będziemy mieli gromadkę takich małych, kręconych dzieci... - wyrzucała słowa
z prędkością karabinu maszynowego, a ja z każdym jej kolejnym pomysłem
odłączałam się od rozumu. Zastanawiając się jak to jest możliwe, że ktoś...
taki może być ze mną spokrewniony...
- Powiem ci, że Bóg musiał być w bardzo dowcipnym nastroju, kiedy cię
stwarzał... - prychnęłam tylko, kiedy zdołałam już dojść do siebie. - To mogę
już to wyłączyć.? - spytałam z nadzieją, że skoro już zaczęła gadać o tym swoim
Harrym, to muzyka jej żadnej różnicy w tym nie robi. Zwłaszcza, że mnie
doprowadzała do szewskiej pasji.
- W żadnym wypadku.! - zgromiły mnie trzy różne, dziewczęce głosy. I to w
taki sposób, że centralnie wbiło mnie w fotel. A potem kolejny raz zostałam
zaatakowana ich wątpliwym wokalem, piszczącym do taktu jakiejś beznadziejnej
melodyjki.
"I wanna stay up all night, and jump around until we see the
sun."
A ja miałam wrażenie, że rzeczywiście będzie, jak w tej piosence, ja
natomiast będę musiała się temu przyglądać...
***
KONCERT.
JADĘ NA KONCERT ONE DIRECTION.
JA, DARLENE PARKER, ZARAZ ZOBACZĘ CHŁOPAKÓW.!
I po prostu nie mogę w to uwierzyć...
Normalnie cała się trzęsłam. Nogi, ręce, w brzuchu coś dziwnego. I
oczywiście musiałam to wszystko zajeść, bo inaczej świr murowany. Pakowałam
więc w siebie kolejne ciastka, starając się nie myśleć tak bardzo o tym, że...
ZA CHWILĘ ZOBACZĘ HARRY'EGO.!
Ta myśl była dla mnie prawie że zabójcza i jednocześnie szalenie
motywująca. Nakręcała mnie w jakiś dziwny sposób, że miałam ochotę i piszczeć,
i mdleć, i śpiewać, i tańczyć. Blokowało mnie tylko to, że aktualnie byłam w
samochodzie i trochę brakowałoby mi na to wszystko miejsca... Ale nogi i tak
chodziły mi w te i we w tę, podrygując do kolejnej piosenki chłopaków. Która
coraz bardziej dobijała Lou...
Ale akurat jej problemy były ostatnim, co mogłoby mnie interesować. JADĘ
NA KONCERT. Ja, Darlene Parker. Na koncert One Direction. Gdzie będzie Harry,
Louis, Niall, Liam, Zayn... A ja na żywo usłyszę to, co dotąd słyszałam tylko
na płytach. Czy można w to tak po prostu uwierzyć.?!
***
Nie, ja po prostu nie wierzę. Własnym, kurna, oczom nie wierzę.!
Cztery godziny przed koncertem, a ja nie mam gdzie zaparkować, bo już
wszystkie miejsca są zajęte.! A przed halą toczą się tabuny gówniar,
zachowujących się sto razy gorzej niż Darlene..! Czy to w ogóle możliwe.?! No
proszę, niech ktoś mnie cholera oświeci.! Co ta piątka idiotów ma w sobie,
że... to wszystko się tak dzieje.?! Ja tego po prostu nie ogarniam, po prostu
nie ogarniam...
***
Taaaak, taaaak, taaaak.! Dojechaliśmy, widziałam halę.! Mnóstwo fanek,
ale kij z tym. To JA miałam miejsce w pierwszym rzędzie, JA.! Ja będę stać pod
sceną, ja będę patrzeć na chłopaków, ja będę tą, na którą oni będą patrzeć. Ja,
właśnie ja, nikt inny...
Tylko niech mnie ktoś wyciągnie z tego samochodu...
- Darlene, idziesz.? - Juls, stojąca już poza samochodem, zauważyła, że
wszystkie kończyny odmówiły mi posłuszeństwa i zamiast wychodzić, nadal siedzę
sparaliżowana w samochodzie.
- Nie wiem... - mruknęłam niepewnie, starając się jednak zmusić do
wyjścia. Jednak żaden mięsień nie chciał mnie słuchać...
- Teraz nie wiesz.? - Suz stanęła obok Juliet, opierając się o drzwi auta
i patrząc na mnie ostro.
- Dziewczyno, tam czeka Harry Styles. Właśnie na ciebie. A ty z samochodu
nie wychodzisz.?! - Juls natychmiast ją poparła, rzucając mi równie przenikliwe
spojrzenie.
- Ja... Nie wiem... - popatrzyłam na obie niepewnie, czując w środku
jakiś beznadziejnie mocny ścisk.
- Przestań mi tu jakieś operetki odstawiać. Wysiadka z auta.! - drzwi po
drugiej stronie otworzyła wkurzona Lou. Oj, naprawdę wkurzona... Ale nie na
tyle, żeby mnie odblokowało... No normalnie oczepiło mi wszystkie kabelki
łączące mózg z resztą ciała.! Mogłam jedynie bezradnie patrzyć to na moje
koleżanki, to na siostrę. - No zróbcie coś z nią...! - ta ostatnia warknęła w
stronę równie zdziwionych co i ja, Juls i Suz.
- Dar, wysiadaj natychmiast.
- Całą drogę chodziłaś jak jakiś nakręcony samochodzik, a teraz cię
sparaliżowało.?
- Nie chcesz nam chyba wmówić, że będziesz tu tak po prostu siedzieć, gdy
chłopaki tam będą grać koncert.
- I Harry. Harry będzie na scenie.
- No właśnie. A ty tak po prostu rezygnujesz z miejsca w pierwszym
rzędzie.
- PIERWSZYM RZĘDZIE.!
Jedna mówiła przez drugą, ich słowa praktycznie zachodziły na siebie,
więc naprawdę niewiele zrozumiałam. Dotarł do mnie jedynie ogólny zarys i coś
tam o Harrym. Którego miałam zaraz zobaczyć na żywo...
Ta myśl tak mną wstrząsnęła, że w sekundę wyleciałam z samochodu,
praktycznie biegnąc w kierunku wejścia do auli. W połowie drogi zorientowałam
się jednak, że poza mną, nikt więcej nie idzie.
- No na co wy czekacie.? - odwróciłam się do nich, mając okazję zobaczyć
trzy zdezorientowane twarze. I pierwsza oczywiście musiała zareagować Lou...
- Co ja takiego zrobiłam, że Bóg pokarał mnie taką siostrą... - trzasnęła
drzwiami i zamykając je na kluczyk, błagalnie wzniosła oczy ku niebu. A ja tylko wyszczerzyłam się do niej promiennie, po czym zrobiłam kolejny odwrót. Tym razem szłam spokojniej, chociaż nie całkiem bez nerwów. Przy okazji poprawiłam bielutką koszulkę z napisem F.O.O.D., wygładziłam nieistniejące zmarszczki na czarnych rurkach i przejechałam dłonią po włosach, by osiągnęły stan idealny.
Tak, byłam gotowa na spotkanie z przeznaczeniem...
***
Godzinę przeciskania się przez tłum, żeby wejść na początek tego
zgromadzenia. Zostałam setki razy pchnięta, potrącona, nadeptana i choinka wie
co jeszcze. Poza tym, zostałam kategorycznie ogłuszona, kiedy jeden z tych
pięciu został zauważony na terenie parkingu, no i oczywiście prawie stratowana,
gdy wszystkie zaczęły pędzić w jego kierunku. Sorry, stronę. Jak słowo daję,
już nigdy w życiu nie użyję słowa "kierunek". Napatrzyłam się na
niego już tyle, że wystarczy mi do końca życia.
Koszulki, rajstopy, gadżety, plakaty, napisy na rękach... Wszędzie, gdzie
tylko nie spojrzałam, "ONE DIRECTION". A ja byłam w środku jakiegoś
pieprzonego centrum, gdyż tata kazał mi mieć na nie oko. I łazić za nimi
wszędzie, gdzie tylko mi pozwolą ochroniarze. A potem przeczekać koncert w samochodzie,
żeby gówniary mnie szukać nie musiały, no i w końcu do domu. Tylko najpierw
musiałam wyjść z tego tłumu fanek, piszczących mi do ucha o dozgonnej miłości
do któregoś z tych... chłopaków.
I miałam przemożną ochotę wziąć którąś z tych rozhisteryzowanych panienek
na bok i spokojnie poprosić, żeby mi wytłumaczyła o co do cholery w tym
wszystkim chodzi. Bo ja za żadne skarby świata pojąć tej histerii nie mogłam.
Płacze, krzyki, nadpobudliwość, wyznania miłosne, omdlenia... To tylko
namiastka tego, co kłębiło się wśród obecnych tu dziewcząt. I to tylko z powodu
jakichś pięciu kretynów, którzy... no właśnie, czym oni sobie na to cholera
zasłużyli.?
Ja tego po
prostu nie potrafiłam pojąc, po prostu nie potrafiłam... Ale przynajmniej
mogłam się nad tym pozastanawiać, gdyż czekało mnie kilka tragicznych godzin w
samochodzie. Bo nie mogłam sobie tak po prostu odjechać i wrócić potem. Nie. Ja
musiałam czekać z rozkazu tatusia, który z pewnością monitorował mnie przez
cokolwiek, co do tego służy. A nawet jeśli nie, gdybym odjechała, stałoby się
coś, o co ojciec oskarżyłby mnie. A i tak mam już przerąbane po tej akcji ze
śmietnikiem w szkole, więc wolę mu się więcej nie narażać.
I dlatego muszę
gnić w tym przeklętym samochodzie, uwięziona na jakimś odwalonym parkingu,
patrząc na tłumy jakichś wariatek, wśród których jest moja siostra.
Czemu nie mogłam
zostać jedynaczką...?
***
Pisk. Jeden
wielki pisk. I nie wiedziałam czy to jeszcze inne dziewczyny, czy to już mój
umysł. Ale co by to nie było, zmuszało mnie do wyrzucenia z siebie tych
wszystkich emocji, które krążyły we mnie, gdy...
O MÓJ BOŻE,
HARRY STYLES.!
TUŻ PRZED MOIMI
OCZAMI ŻYWY HARRY STYLES.!
PRAWDZIWY.!
I ŚPIEWA.!
Łzy napłynęły mi
do oczu, kiedy go zobaczyłam. Takiego jak na zdjęciach, tylko, że prawdziwego.
Trójwymiarowego. Harry'ego Stylesa. Z czymś nieokreślonym w oczach, co moja
siostra nazwałaby kurwikami. Ale czemu ja myślę o niej, będąc na koncercie.?!
- Juls, trzymaj
mnie, bo zemdleję. - panicznie złapałam się ramienia przyjaciółki stojącej po
prawej, gdy moje nogi zaczęły się zwyczajnie pode mną uginać.
- Nie mdlej
teraz, Harry nie patrzy... - ofuknęła mnie, chociaż nie odwróciła rozmarzonego
spojrzenia od sceny nawet na sekundę. I nawet nie mrugnęła. - Dobra już patrzy,
możesz mdleć... - spojrzała na mnie, by w razie co mnie złapać, ale zobaczyła
jedynie jak macham, zupełnie jak oszalała w kierunku sceny, szczerząc się przy
tym jak nigdy. A potem to już mogłam umierać, zwłaszcza, że Harry...
O MATKO, ON MI
ODMACHAŁ.!!!!!!!!!
- Juls, dzwoń po
pogotowie... - nie odrywając wzroku od sceny, szepnęłam tylko w prawo, czując,
jak wszystkie narządy wewnętrzne zamieniają się ze sobą miejscami.
- Poczekaj
chociaż do końca koncertu. - Juliet nie miała jednak głowy martwić się moimi
problemami, bo zajęła się wymachiwaniem do Lou, by zwrócić na sobie jego uwagę.
A widząc brak zainteresowania z jej strony i ja zajęłam się czymś, z czym
walczyć nie mogłam. Piszczeniem, machaniem i tańczeniem. By Harry znów na mnie
spojrzał tymi swoimi zielonymi oczami i uśmiechnął się zadziornie...
***
Nawet przez te
grube mury hali słyszałam każdy pisk, każde wyznanie miłosne, każdą nutę ich
beznadziejnych piosenek, każdą wokalizę, każdy fałsz. WSZYSTKO. I miałam ochotę
z tego powodu walić głową o kierownicę. I nawet zrobiłam to parę razy, ale
kiedy moje czoło zareagowało piekącym bólem, zrezygnowałam. Tylko co ja miałam
więcej do roboty.?
Westchnęłam
głęboko, rozglądając się niepewnie po jasnym wnętrzu mojego autka, które
kupiłam dzięki hojności mamy. I... samochód, jak to samochód, nic ciekawego nie
znalazłam. Jak na złość, bateria w telefonie już mi padła, więc zostałam jakby
odcięta od świata i skazana na nudę w tych ciasnych ściankach.
ZARAZ
OSZALEJĘ...
Ryzykując
wyładowanie akumulatora, przekręciłam kluczyki w stacyjce, nie zamierzając
jednak odpalać auta. Włączyłam tylko radio, w nadziei na rozładowanie nerwów
muzyką, ale... SZZZZZZZZZ. Tyle usłyszałam. Jakaś pieprzona strefa zero, gdzie
absolutnie żadna stacja nie odbierała. Pięknie, po prostu pięknie.
Prawą ręką
rąbnęłam w ścianki radia, jakby to w jakikolwiek sposób mogło je naprostować.
Ale nic. Nadal tylko jedno, monotonne SZZZZZZZZZZZZZZ. A to zdecydowanie nie
pomagało na ukojenie moich nerwów. Niewiele myśląc włączyłam więc odtwarzacz
CD, z którego już po chwili...
"So get
out, get out, get out of my head..."
Niemalże
warcząc, gwałtownie nacisnęłam na przycisk, uwalniający płytę z odtwarzacza.
Zdecydowanym gestem ją stamtąd wyciągnęłam, rzucając na nią okiem. "Up all
night". Pięknie. Wkurzona, cisnęłam tym kawałkiem plastiku za siebie,
nawet nie słysząc jego upadku. I dobrze.
Z narastającym
nerwem, sięgnęłam przez siedzenie pasażera do schowka, wśród stert papierów
poszukując jakiejś płyty.
Okładka "Up
All Night".
"DNA"
jakiegoś Little Mix.
"Red"
tej idiotycznej blondyny, wyżywającej się na byłych w piosenkach.
I "Take me
home", znowu One Direction.
Miałam ochotę
zabić Darlene, za to, że wyjęła wszystkie moje płyty i wsadziła tu te swoje
gnioty. Od "Up All Night" zaczynając, na "Take Me Home"
kończąc. Hm... "Up All Night".? "Take me home".? I co
dalej.? "Where we are".? "I was drunk".? "That's not
my baby".? Słowo daję, co za kretyn wymyślał te nazwy... Nie mogłam tego
skomentować inaczej, jak tylko przez parsknięcie ironicznym śmiechem.
Ale jest.!
Znalazłam.! Płytę, nie oznaczoną żadnym głupim tytułem kolejnej głupiej
gwiazdki. Właściwie... Poza czarnym napisem MUZYKA, nie było tam nic. Normalna
płyta CD z nagrywaną muzyką. Istniała więc szansa, ze to może być moje.
Wyprostowałam
się więc na siedzeniu, wydobyłam plastik z przezroczystej okładki, włożyłam go
do odtwarzacza i wcisnęłam play. Zanim jednak wszystko się namyśliło, miałam
chwilę na opuszczenie szyby, by wpuścić do zaduchu gniewu trochę świeżego,
wieczornego powietrza. A potem...
"One way or
another, I'm gonna find ya, I'm gonna get ya, get ya, get ya, get ya..."
I wszystko
byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że owe wykonanie z moją, bądź co bądź ulubioną
Blondie, zbyt wiele wspólnego nie miało. A bardziej z jakimś idiotycznie chrapliwym
głosem niewyżytego nastolatka, w który Darlene wsłuchiwała się co wieczór.
Głosem pieprzonego Harry'ego Stylesa.
Praktycznie
jęknęłam ze wściekłości, uderzając zaciśniętą pięścią w kraniec kierownicy.
Czułam się po prostu bezradna. Będąc w centrum wydarzeń zupełnie ode mnie
niezależnych, skupiających się na pięciu gogusiach, których nienawidziłam coraz
to bardziej z każdą upływającą sekundą. I to tylko za to, że moja siostra była
na tyle głupia, by zostać ich beznadziejnie oddaną fanką, a ja musiałam to
wszystko znosić. Nie mając nawet okazji do protestów. Ale to już zdecydowanie
było ponad moje siły.
Westchnęłam
tylko, odsuwając od siebie myśli o odjechaniu stąd jak najdalej tylko się da,
po czym osunęłam się na siedzeniu. Atakowana przez muzykę z odtwarzacza,
oparłam głowę na szybie, delektując się świeżym powietrzem i widokiem
zmierzchającego nieba, na którym wykwitło już parę gwiazdek. I nie mając już
siły na cokolwiek innego, po prostu wyczekując kolejnych, kolejnych i
kolejnych, wraz ze zmieniającymi się piosenkami. I nawet nie spostrzegłam kiedy
niebo pokryło się prawdziwą czernią, okroszoną milionem gwiazd i księżycem,
swoją srebrzystością okalającym parking. W które nadal się wpatrywałam, nie
ruszając się nawet o centymetr.
A potem dostałam
zawału, gdy coś głośno zastukało mi w okno...
***
No to co... Jest początek koncertu :). Trochę nudny, nic się nie dzieje, ale tak miało być. Trochę takich wypranych z akcji fragmentów, z perspektywy każdej z sióstr, żeby oddać ich emocje. Bo obie mają ich w sobie mnóstwo, chociaż są one skrajnie różne. I nieźle muszę się przestawiać, żeby wczuć się w odpowiednią postawę. Mogę mieć tylko nadzieję, że nikogo to nie zraziło, bo być może to wszystko to tylko cisza przed burzą... A wiadomo co jeszcze Darlene odwali na koncercie.? Aż się boję myśleć jak wykorzysta tą jedyną i niepowtarzalną okazję spotkania z idolami. I jak Lou pięknie ją zawali... Ale ciiii, ja nic nie mówię, przecież to tylko moje domysły :). Sama jeszcze nie do końca wiem co się wydarzy. Zobaczymy, jak siądę do pisania.
Ale skoro już jestem przy klawiaturze, chciałam wszystkim podziękować za rosnącą w siłę liczbę wyświetleń, oraz te wszystkie cudowne komentarze, które są właśnie powodem mojego wiecznego rozpisywania się. Bo chcę, żeby wszystko wyszło idealnie, po prostu nie chcę nikogo zawieść. I mam nadzieję, że podzieleniem akcji koncertu tego nie zrobiłam. Jak się można zorientować po Piekarni, to już mi praktycznie wchodzi w krew...
KOCHAM WAS;*
KOCHAM WAS;*
No i super :) Cieszę się, że postanowiłaś podzielić koncert na kilka części i porozpisywać się trochę o uczuciach i odczuciach sióstr :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to dobrze, czy też nie, ale jakoś od początku opowiadania jestem #TeamLou ;) Zdecydowanie łatwiej mi się z nią utożsamić. Może to dlatego, że nigdy sama nie byłam rozhisteryzowaną fanką ;)
Wracając... ciekawe któż to puka w szybę Lou?
Z niecierpliwością czekam na następny :)
Życzę weny i czasu na pisanie :)
Całuję :*
kilka... żebym się w kilku zmieściła i do kilkunastu nie doszła... bo ja naprawdę mam takie zdolności. jak się zacznę rozpisywać, nic mnie nie powstrzyma :).
UsuńTeamLou, mówisz.? :). ja sama jestem bliżej niej, niż tej gówniatej siostry :). żeby nie było, nic do "mojego" młodszego rodzeństwa absolutnie nie mam.! :). zwłaszcza, że jestem jedynaczką... :).
a któż puka w szybę Lou...? to dobre pytanie... podejrzewam, że to może być pewien kawaler... z loczkami... i zielonymi oczami... tak, to najbardziej prawdopodobne :).
dziękuję oczywiście za Twój cudowny komentarz:)
pozdrawiam.! ;*
Oj, biedna Lou. Trzy fanki 1d w samochodzie, jadące na jego koncert faktycznie muszą być niezbyt przyjemne dla uszu. Ale to chyba nic w porównaniu z tym, co działo się na miejscu. ;)
OdpowiedzUsuńA kiedy Darlene sparaliżowało ze stresu to myślałam, że uduszę ją przez monitor za to, że zawiesza całą akcję. Ale ważne, że dotarła na swoje miejsce i że nie zemdlała (przynajmniej jak na razie).
A wracając do Lou... Jestem przeogromnie ciekawa, kto zapukał do jej okna. Ja nie wiem, jak Ty możesz tak nagle przerwać i trzymać nas w niepewności, przecież ja tu z nerwów... właściwie, nie wiem co zrobie, ale na Twoim miejscu zaczęłabym się bać. ;)
Dlatego szybciutko pisz następny rozdział i nie torturuj s już. ;)
Pozdrawiam. xx ;)
no tak... biedna Lou... ja szczerze jej współczuję. z tym całym buntem i niechęcią do One Direction, skazana na trzy głupiutkie fanki... cud, że ich nie udusiła :).
Usuńhm... to "jak na razie" jest bardzo trafione. bo mogę chyba zdradzić, że w pewnym momencie Darlene zwyczajnie odpłynie... pytanie tylko jak z tego wyjdzie, bo... no, ja nic nie mówię :).
i jak już mówiłam, w okno zapukał kawaler z loczkami i zielonym spojrzeniem :). a trochę niepewności każdemu się przyda... i nic mi nie rób, bo ja się zwykłych drzwi boję i to mi najzupełniej wystarcza :).
nowy rozdział.? niedługo... po weekendzie :).
pozdrawiam.! ;*
Rozdział jak zwykle świetny. Pisz więcej takich ^^ Co do team'ów...Osobiście jestem w #teamDarlene bo...Coś mnie z nią łączy ja to czuję po prostu... Ciekawa jestem kto zapukał do okna w samochodzie :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńTeamDarlene... no ciekawe dlaczego... bardzo ciekawe :). nie spodziewałam się, że mogłabyś coś takiego napisać :).
Usuńkto zapukał do okna Louise.? polokowany osobnik ze szmaragdowym spojrzeniem. aż jestem ciekawa co z tego wyniknie... :)
pozdrawiam.! ;*