Co ja miałam robić.?
Co. Ja. Miałam. Robić.?
CO JA MIAŁAM ROBIĆ.?!
Cholera jasna, ja nie byłam przygotowana na to, by moja własna siostra
miała właśnie wykitować w mojej obecności.! Bo może i umiałam zachować zimną
krew w większości stresowych sytuacji, ale ta zdecydowanie przerastała moje
kompetencje... Poczułam się tak cholernie niepewnie, że aż groteskowo. Co nie
zmieniła jednak faktu, że w żyłach, wraz z krwią, zaczęła krążyć substancja
dotąd mi nieznana. Panika.
Nie było mi wygodnie z myślą, że ja, osoba nieprzejmująca się praktycznie
niczym, daje się obezwładnić jakiemuś beznadziejnemu uczuciu. Żeby więc jakoś
je złagodzić, głośno przełknęłam ślinę, niepewnie rozglądając się po otoczeniu.
Gdyż wiedziałam, że sama sobie nie poradzę...
- Pomoże mi ktoś, czy nadal będziecie tak stać jak te kołki.? - mój głos
zadrżał nieznacznie, co musiałam przykryć odpowiednim chrząknięciem. Nikt więc
nie zauważył, zwłaszcza, że i tak wszyscy byli zaaferowani moją siostrą leżącą
bez przytomności na betonie. I to do tego stopnia, że nikt nawet nie zareagował
na moje pytanie. Dopiero po dłuższej chwili, lokowaty jakby się odblokował i
ruszył ku mnie. - Ty nie. - zareagowałam natychmiast, posyłając mu odpowiednio
groźne spojrzenie. - Ty się nie zbliżaj. Co najmniej dwa metry od mojej
siostry. - oznajmiłam ostrym tonem, odpowiednim gestem odcinając mu drogę do
Darlene.
- Ale... - zmarszczył brwi, uważnie spoglądając na mnie z góry.
- Żadne ale. - przerwałam mu natychmiast. - Obudzi się, zobaczy cię w pobliżu
i padnie w końcu na zawał. Odsuń się.
- Okej, już się odsuwam. - uniósł ręce w obronnym geście, cofając się o
parę kroków. - Ale i tak widzę, że ty kompletnie nie wiesz co robić... - dodał
już sekundę później takim tonem, że aż zechciałam mu z miejsca przywalić. Ale
przecież nie miałam na to czasu, biorąc pod uwagę fakt, że moja siostra właśnie
leżała przede mną nieprzytomna.
- No tak, przy mnie nie mdleje co pięć minut kolejna nastolatka, sorry. -
zironizowałam mimowolnie, resztę swojej uwagi poświęcając Darlene. Chociaż, co
przyznałam z trudem, ten głupek miał rację. Poza trzymaniem jej za rękę i
panicznym spojrzeniem wbitym w jej twarz, nie miałam pojęcia co mogłabym więcej
zrobić.
- Masz nieprzytomną siostrę i jeszcze stać cię na ironię.? - ten idiota
najwyraźniej nie rozumiał moich aluzji, że ma się nie wtrącać. I miałam mu
nawet powiedzieć, żeby się w końcu odpieprzył, ale... fakt, miałam właśnie
przed sobą własną, nieprzytomną siostrę. I przy tym nawet cienia pomysłu jak ją
ocucić.
- Wiesz co robić.? - zerknęłam na niego niepewnie, hamując w sobie
wszelkie zapały do uduszenia tego kretyna. A naprawdę miałam na to ochotę, bo
jakby nie patrzeć... gdyby nie on, nie byłoby tej całej maskarady.
- Jak to ujęłaś, co pięć minut mdleje przy mnie kolejna nastolatka. Więc
chyba mam już wprawę...- rzucił tak przemądrzałym tonem, że słowo daję... kij z
Darlene, mogłabym wydrapać mu te zielone gały bez mrugnięcia okiem. Ale
musiałam się powstrzymać, gdyż tylko on wykazywał chęci do pomocy Dar...
- Żebym ja dyskutowała z jakimś popaprańcem... - westchnęłam pod nosem,
nie mogąc powstrzymywać tego wzburzenia na jego gadkę w nieskończoność.
- Słyszałem. - tamten obruszył się w jednym momencie. A ja poczułam dziką
satysfakcję z tego powodu. I to taką, że nie mogłam się powstrzymać od
zwycięskiego uśmieszku.
- To nie słuchaj. - natychmiast się jednak uspokoiłam, powracając myślami
do Darlene, która przecież nadal nie wykazywała żadnych oznak życia. - Mów co
mam robić. - rozkazałam niemalże, nie chcąc jawnie go prosić. To zdecydowanie
byłoby ponad moje siły...
- Ale... - zrobił kilka kroków do przodu, z ewidentnym zamiarem kucnięcia
przy mojej siostry. No co on myślał, że tak po prostu pozwolę mu się nią
zająć.?!
- Jak już mówiłam, lepiej, żebyś się nie zbliżał. - zerknęłam na niego
kątem oka, wysyłając mu jawne ostrzeżenie. Jednak on nic sobie z tego nie
zrobił, realizując swój plan, ostatecznie spoczywając na kolanach, tuż po mojej
prawej, przed nieprzytomną Darlene.
- Myślisz tak racjonalnie, a mimo to potrzebujesz rady jakiegoś
popaprańca.? - spojrzał na mnie wymownie, nie oszczędzając w tym wszystkim
swojej niechęci do moich słów. Okej, mógł się poczuć urażony, ale nie to było
teraz problemem, prawda.?
- Będziesz się tak jeszcze wykłócać, czy mi w końcu pomożesz.? - zaapelowałam
na wydechu, kończąc te wszystkie idiotyczne dyskusje. Bo przecież, do
cholery... Darlene nadal była nieprzytomna.! I cholera jasna, nadal nie dawała
żadnych oznak życia...
- Uderz ją. - kolejna uwaga tego całego Harry'ego kazała mi szczerze
zwątpić w stan jego poprawności intelektualnej. Po co do cholery miałam lać
własną siostrę, zwłaszcza nieprzytomną.?!
- Co.? - popatrzyłam na niego jak na ostatniego idiotę. Którym i tak
zresztą był...
- W twarz. Tak normalnie. - wzruszył ramionami, uciekając spojrzeniem na
moją siostrę. Co mogłam odczytać jednoznacznie: chyba zaczął się mnie bać... -
Nie wierzę, że nigdy nie biłaś się z siostrą. - dodał zaczepnie, nadal jednak
na mnie nie patrząc.
Zignorowałam jednak jego, tego jego kolegę, ochroniarza, blondyneczki i
Scotta, który nagle stąd wyparował, przypominając sobie kilka filmów, na
których pokazano niby skuteczność propozycji lokowatego. A czy ja miałam jakiś
lepszy pomysł.? Nie miałam. Więc bez zastanowienia rąbnęłam siostrę w policzek.
- Darlene... - szepnęłam cichutko, co zabrzmiało niejako kontrastowo do
poprzedniego zamachu na jej twarz. Ale przynajmniej poskutkowało, gdyż siostra
zaczęła powoli otwierać oczy.
***
Słyszałam głosy. Wcale nie ściemniam.
Leżałam, pogrążona w ciemności, czując dziwną lekkość i ból głowy
jednocześnie, a nad uchem słyszałam... zaraz, zaraz... kłótnię mojej siostry i
Harry'ego.?!
Okej, moja siostra kłóciła się ze wszystkimi... ale co w tym wszystkim
robił Harry.?!
MÓJ Harry.?
Ryzykując nasilenie bólu głowy, powoli zaczęłam podnosić ociężałe
powieki. Z początku rażące światło niemalże prześwietliło mi oczy, więc na
powrót je przymknęłam, czekając kilka sekund. Podczas których i mój słuch uległ
nagłemu atakowi.
- Dzięki Bogu.! - dziwnie piskliwy głos siostry wdarł się do moich
otumanionych zmysłów jak wiertło. Natychmiast podniosłam powieki, wbijając w
nią skołowane spojrzenie. Które napotkało na pełną nerwów twarz siostry. - Ty
kretynko, jak mogłaś mnie tak przestraszyć.! - a jakby tego było mało, zupełnie
bez powodu nagle zostałam rąbnięta w ramię. I to tak mocno, że skóra aż mnie
zapiekła.
Zaryzykowałam więc zawroty głowy, delikatnie podnosząc się na łokciach.
Dłonią potarłam obolałe od uderzenia miejsce, czując jak coś od środka rozsadza
mi czaszkę. I pewnie zaczęłabym się nad sobą użalać z tego powodu, gdyby mój
wzrok nie powędrował gdzieś za Lou.
Brązowa czupryna poskręcanych włosów.
Ta poznana na wylot twarz, zawierająca cudowne, zielone oczy.
I ta cała charakterystyczna reszta, która...
O żesz ty, kurczę...
- Ja... Ja... Jak... Harry.? - wydusiłam z siebie coś na kształt
wypowiedzi, przypominając sobie o tej sennej kłótni...
WIĘC TO CHOLERA NIE BYŁ SEN.?!
A JA SERIO WŁAŚNIE LEŻAŁAM PRZED HARRYM.?!
- Serio.?! - wrzask mojej siostry znowu mnie ogłuszył. Ale nie na tyle,
bym przestała zastanawiać się jak doszło do tego, że WŁAŚNIE LEŻAŁAM PRZED
HARRYM. - Zemdlałaś, a jedyne co cię obchodzi to to, że ten kretyn tu jest.?
- Nie wrzeszcz... - upomniałam ją automatycznie, nie odrywając wzroku od
Harry'ego. Nie mogłam się przy tym przestać uśmiechać, przypominając sobie o
tych wszystkich podobnych sytuacyjnie marzeniach, kiedy to Harry zakochuje się
we mnie bez pamięci. No nie mogłam teraz przegapić TAKIEJ okazji... - Chyba
uderzyłam się w głowę... - robiąc smutną minkę, żeby Harry odczytał mój ból i
zareagował odpowiednio.
- Pokaż. - jednak zamiast Harry'ego, głos podjęła moja siostra... - No
pokaż, mówię.! - syknęła, gdy nie zareagowałam na jej poprzednią 'prośbę'. I
była w tym tak stanowcza, że objęła obiema dłońmi moją głowę, próbując
przekręcić ją siłą. - Przestań się cholera gapić na niego i przekręć ten łeb.!
- Łeb to ty masz.! - syknęłam ku niej groźnie, zaraz po tym posyłając
Harry'emu słodki uśmiech. Żeby sobie nie pomyślał, że jestem jak ona...
- Jakbyś nie była już uszkodzona, to słowo daję, przywaliłabym ci... - no
właśnie, o tych sykach pełnych nienawiści mówiłam. To, że Lou jest
antyspołecznikiem wcale nie oznacza, że jestem taka sama. A Harry musiał się o
tym przekonać, więc kolejny raz posłałam mu wdzięczny uśmiech. Który jednak nie
poskutkował, bo Harry...
- Twoja siostra ma rację. - ... z uwagą patrzył na LOU. I jeszcze zwracał
się centralnie do niej.!
A co najgorsze, ona tak zwyczajnie odwdzięczała się tym samym.!
- W czym, przepraszam.? - nie mogąc wydusić słowa protestu, patrzyłam jak
moja siostra z jawną wrogością, przesadnie trzepocząc rzęsami w dosyć
zirytowanym geście, tak po prostu wdaje się w dyskusję z Harrym. Moim Harrym.!
- Wrzeszczysz. - niespokojnie popatrzyłam też na chłopaka, który w taki
nieskomplikowany sposób dał się wciągnąć w tą idiotyczną kłótnię. - Nie możesz
mówić spokojniej.? - przechylił delikatnie głowę, dzięki czemu kilka lokowatych
kosmyków opadła mu na czoło.
Ale nie to teraz było ważne.! Bo priorytetem był fakt, że moja własna
siostra kompromitowała mnie genowo przed TYM facetem.! A ja nie miałam pojęcia
jak to przerwać...
- Ktoś cię kolego w ogóle pytał o zdanie.? Nie sądzę. - całe szczęście
Lou postanowiła ukrócić tą idiotyczną wymianę zdań, jednocześnie posyłając
Harry'emu ostatnie wredne spojrzenie i odwracając się do mnie z podobną miną. -
Wstawaj. - syknęła, podnosząc się z kolan i wyciągając ku mnie rękę. Ale ja
przecież nadal byłam w szoku. I nadal nie mogłam oderwać wzroku od Hazzy.! -
Wstawaj, bo zaraz sama cię podniosę. - brak mojej reakcji tylko pogłębił
zirytowanie Lou, które rozeszło się mrożącym krew w żyłach echem po parkingu.
Miałam więc inne wyjście.? Nie mogłam ryzykować, że moja własna siostra
zamorduje mnie na oczach Harry'ego. Toteż nie widząc innego wyjścia,
spróbowałam jakoś zebrać siły i za jej pomocą podnieść się do pozycji pionowej.
Niemalże jednocześnie z Harrym, którego chciałam cały czas obserwować, ale
niestety... w głowie nadal mi się znacząco kręciło, więc zachwiałam się delikatnie.
Na tyle, że przez moment musiałam przymknąć powieki. I to akurat w tym
momencie, gdy ktoś sprawnie zareagował kolejnej mojej wywrotce, przytrzymując
mnie w pasie.
Obcy dotyk na talii odebrałam jako jawny atak. I już miałam opieprzyć
Lou, że w miejscach publicznych cacka się ze mną jak z dzieckiem, kiedy
otwierając oczy zobaczyłam, że...
Ja śnię, czy dłonie Harry'ego spoczywają właśnie na mojej talii.?!
Jezus Maria, Harry Styles stał właśnie tuż obok mnie i przytrzymywał mnie
w pasie.!
Mdleć znowu, piszczeć, czy udawać, że wszystko jest w porządku...?
W sumie to trzecie najrozsądniejsze, ale ja nigdy nie byłam dobrą
aktorką, a przecież emocje to mnie rozsadzają od środka... Zwłaszcza, że...
No kurczę, Harry Styles stał u mojego boku.!
I MNIE DOTYKAŁ.!
- Może lepiej zawołam... - rzucił troskliwie, niemalże tuż przy moim
uchu. I mogłabym tego chrapliwego głosu słuchać w nieskończoność, gdyby nie...
- Ty już się więcej nie udzielaj, dziękujemy bardzo. - moja siostra i jej
nienawiść wobec wszystkich dookoła. Naprawdę, miałam ochotę ją strzelić, no
ale... jak miałam się ruszyć, skoro Harry właśnie stanowczo mnie
przytrzymywał.?
- Ale twoja siostra właśnie zemdlała i... - oj taaak... Mogłabym
przyzwyczaić się do tego, ze chrapliwy głos Harry'ego, przepełniony dziwną
troską, trafia wprost do mojego ucha. Gdyby tylko Lou się nie wtrącała...
- Kłóciła się ze mną.? Kłóciła. - a jakby tego było mało, z tą swoją
wredną miną, zaczęła mnie definitywnie pogrążać... - Jak cię zobaczyła, zaczęła
robić te maślane oczka i tylko się wgapia.?
- Lou... - syknęłam ostrzegawczo, nim jakiekolwiek jedno słowo uszło
jeszcze z jej ust. Jednocześnie miałam ochotę ją udusić, ale przecież nie będę
się dobrowolnie odsuwać od Harry'ego i jego ciepłego, pachnącego owocami ciała,
prawda.?
Oj, cholera, on pachniał naprawdę niesamowicie...
- I jeszcze mi przerywa. - niestety, moje ostrzeżenia Lou zwyczajnie
olała, stawiając sobie za cel skompromitowanie mnie przed Harrym. - Wszystko w
normie. - wzruszyła ramionami, dając tym samym wszystkim do zrozumienia, że
jestem pyskatą, niewychowaną, zakochaną faneczką, która myśli tylko o sobie.
Piękny mi PR zrobiła, po prostu piękny...
- Na pewno wszystko w porządku.? - całe szczęście, Harry zwyczajnie olał
moją siostrę i jej wredną naturę, całą swoją uwagę skupiając na mnie.
Dosłownie, całą. Nie dość, że stał naprawdę blisko mnie, nie dość, że
nasze ciała się stykały, to jeszcze pochylał się ku mnie w ten sposób, że...
oj... czy ja musiałam to w ogóle opisywać.?
HARRY STYLES STAŁ WŁAŚNIE TUŻ OBOK MNIE.!
Nic więcej do utraty rozumu mi nie było trzeba...
- Noooo... Chyba tak. - starałam się zachowywać jak najbardziej
natualnie. Ale kiedy miałam przed oczami twarz Harry'ego Stylesa, który patrzył
na mnie z troską... Coś mi się z mową nie tak zrobiło.
- Dobrze się czujesz.?
- Raczej tak.
- Mam po kogoś pójść.?
- Nie, nie. Nie trzeba. - pokręciłam stanowczo głową, nie chcąc, by
oddalał się ode mnie. Przecież przy nim było mi tak fajnie... - Już mi lepiej.
- zapewniłam jeszcze, uwieńczając to odpowiednim uśmiechem.
- Stoisz.? - Harry mruknął cichutko, niepewnie odsuwając ode mnie swoje
dłonie. - Stoisz...- odpowiedział sam sobie, przyglądając mi się badawczo,
chociaż z uśmiechem. - Będziesz żyć.
A ja nadal czując bliskość Harry'ego, poważnie zaczęłam wątpić w jego
słowa.
***
Miałam ochotę wziąć przykład ze Scotta i po prostu stąd zwiać. Serio. I
nie obchodziłby mnie gniew ojca, jakieś szlabany, czy inne kary za
niewywiązanie się z umowy. Kij z tym, mogłam i zostać zamknięta w lochach do
końca życia. Ale jeśli jeszcze przez choćby sekundę popatrzę na te maślane
oczka, które Darlene wlepia w tego polokowanego gogusia, zwyczajnie oszaleję.
Bo może mi ktoś wytłumaczyć o co ta cała afera.? Czemu te trzy gówniary
tak ślinią się na widok tych chłopczyków.? No słowo daję, jakby nie miały
przyzwoitości, pewnie rzuciłyby się na nich z miejsca. A tak tylko patrzyły na
tą wyszczerzoną bez powodu dwójkę i spijały każde słowo wychodzące z ich ust,
jakby to co najmniej świętość jakaś była. Ale i tak najgorsze były te ich piski
szczęścia i chichotania...
Ale serio. Co oni w sobie mają.? Jeden bezczelny, w babskich spodniach,
które z pewnością mają eksponować pewną część ciała, którą z braku wiary w
siebie musi się pochwalić. Flirciarz na całego. Nie obchodzi go, że one mają po
piętnaście lat, oczywiście musi się wykazać swoim domniemanym urokiem,
strzelając swoimi zielonymi gałami do wszystkich trzech. Drugi rozgadany, a
nawet i paplający bez sensu o bzdurach... a w sumie i tak nic do chłopaka nie
miałam. Przynajmniej wyglądał jak facet, a nie jak jakaś wymuskana paniusia z
wybiegu.
Ale mimo wszystko, ta cała sytuacja zaczęła mnie wyprowadzać z równowagi.
Bo ileż można stać i gapić się na to żenujące zjawisko, kiedy ta dwójka idiotów
wykorzystywała zainteresowanie swoją osobą, podnosząc tym samym swoje
nadmuchane ego.? Dobra, mogłabym się nawet i założyć o tysiąc funtów, że gdyby
nie ta cała sława, żadna z tych trzech trzpiotek nie zwróciłaby uwagi na
żadnego z nich...
Podobno władza i sława to największy afrodyzjak. Cóż, sądząc po ich braku
urody, stylu i charakteru, to wszystko okazuje się prawdą...
Tylko czemu ja musiałam na to patrzeć.?!
- Może wejdziecie na chwilę, napić się czegoś.? Może mamy jeszcze trochę
coli w garderobie. Bo na jedzenie nie ma co liczyć. Niall i tak już wszystko
pożarł...
Okej, może i nie przysłuchiwałam się rozmowie, po prostu stojąc obok i
czekając na zakończenie mojej męki i powrót do domu, ale akurat tą wypowiedź
polokowanego udało mi się wyłapać w całości. I od raz zapaliło to czerwoną
lampeczkę w mojej głowie..
- Ej, sam wpieprzyłeś... - oburzenie blondyna na zarzuty kumpla niewiele
mnie obeszły, gdyż od razu wbiłam wściekły wzrok w tego całego Harry'ego,
czarującego swoim uśmiechem moją bezmózgą siostrę.
- Ta informacja i tak mnie nie interesuje. - wpadłam w słowo
niebieskookiemu, całą swoją irytację kierując na bezczelność lokowatego. - Poza
tym spędziłam tu już cholernie długie godziny i mam już was powyżej kokardek.
Na żadną colę się nie zgadzam, wracamy do domu. - cedziłam słowa, praktycznie
wychodząc z siebie. A w minie tego polokowanego gościa już widziałam jak chce
powiedzieć, iż mnie zaproszenie nie obejmuje. Byłam już nawet przygotowana na
ripostę, kiedy nagle dyskusję zaprzepaścił cichy i błagalny głosik Darlene.
- Ale Lou... - zaapelowała nieśmiało, jak zauważyłam, smutnym wzrokiem
wgapiając się w polokowanego, który cały czas stał u jej boku.
- Powiedziałam: WRACAMY DO DOMU. - zaznaczyłam dosadnie, nadając swojej
wypowiedzi odpowiednio ostrzegawczy wymiar. Nie poskutkowało...
- Lou.? - blondyn zmarszczył brwi, ignorując tą moją wściekłość. I
popatrzył na mnie wielce zdziwiony, jakbym była jakąś kosmitką. A przecież moje
imię już chyba zostało wyjawione, nie.? Czy on nigdy nie słyszał o Louise.?
- Serio masz imię jak Louis.? - temat natychmiast podjął ten bezczelny,
wbijając we mnie co najmniej oskarżycielskie spojrzenie.
- W twoich ustach to brzmi jak obelga. - zmrużyłam oczy, odpierając jego
kolejny atak. Po czym podobnym wzrokiem zaszczyciłam własną siostrę. - A ty się
nawet tak nie patrz, wracamy natychmiast do domu. Musimy po drodze wstąpić
jeszcze do jakiegoś urzędu, przy okazji zmienię sobie imię.
- O tej porze.? - spytała nieprzytomnie, istotnie wierząc w moje groźby.
- O tej, kurna porze. - machnęłam wściekle dłonią, zastanawiając się co
to dziewczę ma w głowie. - Do samochodu. - mruknęłam stanowczo, kiwając głową
na auto, żeby nie było wątpliwości o czym mówię.
- Gdzie ci się aż tak śpieszy.? - ta mieszanka wesołości i chrypki, jak u
pięćdziesięcioletniego alkoholika zaczynała mi już działać na nerwy. Więc
zacisnęłam szczękę, nie chcąc ostatecznie wyjść z siebie.
- Wszędzie, byle jak najdalej od was. - syknęłam, nie zaszczycając go
nawet jednym spojrzeniem, gdyż całą uwagę poświęciłam siostrze. - Dar, ja
naprawdę jestem teraz wkurzona, jeszcze minuta z nimi i szlag mnie trafi.!
- Ale Lou... - Darlene natychmiast włączyła to swoje Disney'owskie
spojrzenie, od którego mimo wszystko zaczynałam mięknąć.
- Byłaś na koncercie.? Byłaś. - mruknęłam, starając się mimo wszystko
zachować zimną krew i nie dać się zatrzymać w towarzystwie tych idiotów na
kolejne długie godziny. - Pogadałaś sobie z nimi.? Pogadałaś. Masz ich
autografy.?
- Nie mam. - przytomnie odpowiedziała za mnie.
- Jasna cholera... - wysyczałam przez zęby, wznosząc wzrok ku niebu. - Ty
mnie doprowadzisz do ostateczności... - mruknęłam nieprzyjemnie, z powrotem
wracając spojrzeniem na Darlene. Które jednak i tak zaraz przeniosłam na tą
dwójkę kretynów, wgapiających się we mnie z mieszanymi uczuciami. - No co tak
stoicie.?
- A co mamy robić.? - oczywiście tylko lokowaty nie mógł pojąć tak
prostego i logicznego rozumowania... No czy on ma kisiel zamiast mózgu, czy
jak.?!
- Ruszyć tyłek i pójść po resztę.? - zapytałam z odpowiednią pretensją,
rzucając mu znaczące spojrzenie. - Z tego co się orientuję, was jest pięciu, a
ja widzę tylko dwóch. - na potwierdzenie własnych słów kiwnęłam głową na obu,
po czym skinęłam brodą na siostrę. - Ona żyć mi nie da, jak nie zobaczy całego
zespołu.
- LOU.! - Darlene natychmiast się oburzyła, zmiatając mnie morderczym
spojrzeniem z powierzchni ziemi.
- No co.? - przybrałam niewinny ton, akcentując to przesłodzoną minką i
kilkoma słodziutkimi machnięciami rzęs.
- Przymknij się. - ku mojemu rosnącemu zadowoleniu, siostrzyczka tylko
bardziej się denerwowała, przybierając tym samym tą swoją fioletową barwę...
Ha, niech teraz próbuje oczarowywać tego całego Stylesa...
Jezuuuu... Miałabym tego kretyna za szwagra.! On by mi po domu łaził.! I
z tą swoją bezczelnością...!
Ooooo nie, w życiu.! Nie zgadzam się na tego idiotę w rodzinie, mowy nie
ma.!
- Załatwiam ci autograf, jeszcze ci źle.? - wśród całej swojej
konsternacji tym pozbawionym sensu tokiem myślenia, znowu przybrałam niewinną
minkę, zachowując pozę opiekuńczej siostrzyczki.
- Nie musisz tyle gadać. - niestety, polokowany uznał za priorytet
wnerwienie mnie, a przy okazji wzięcie w obronę mojej siostry, przez co była
wniebowzięta. A ja się tylko jeszcze bardziej irytowałam i strachałam, że moje
idiotyczne przemyślenia nabierają na prawdziwości.
Normalnie już widziałam tego aroganta na niedzielnym obiadku...
- Mama ci nie mówiła, że się nie podsłuchuje czyichś rozmów.? - nie dałam
się jednak aż tak sprowokować, stawiając na dobrze mi znane gniewne spojrzenie.
- Trudno nie słyszeć twojego darcia. - polokowany natychmiast je
odwzajemnił, zaszczycając mnie jednocześnie jednym ze swoich zuchwałych
uśmieszków. - No idę już, idę... Nie strzelaj. - nie ruszając się o krok,
mruknął wesoło, unosząc dłonie w geście poddania. I nie mogłam się wyzbyć
wrażenia, że się zwyczajnie ze mnie nabija... - A może jednak po prostu
wejdziecie...?
- Bardzo chętnie. - nim zdążyłam zareagować, jedna z blondyn pogrzebała
moje nadzieje na szybki powrót do domu. Po czym cała piątka ruszyła ku
budynkowi, w wielce zadowolonych humorach.
- A ty.? - polokowany odwrócił się jeszcze, posyłając mi na pół
rozbawione, na pół aroganckie spojrzenie.
- Zejdź mi z oczu. - wycedziłam, akcentując wściekłość odpowiednio
zirytowanym spojrzeniem. - I czekam tu góra pół godziny, potem mnie nie
obchodzi jak wracacie do domu.
***
Przepraszam Was z całego serducha. Strasznie długo nic nie dodawałam, ale
najpierw rozłożyła mnie choroba, potem chciałam skupić się na Piekarni... no
tak, brak pomysłu na szósteczkę też zrobił swoje, no ale w końcu mi się udało
:). Myślę, że to ten powrót do korzeni... Sama nie wiem jak to się zrobiło...
Bo od kilku ładnych miesięcy miałam zwyczajnie dość Hazzy, szaleństwo za
chłopakami też było wybiórcze. Można by rzec, że dołowałam się tym, iż MUSZĘ
ich lubić. Aż tu wczoraj... Naprawdę nie wiem jak to się stało, ale złapałam
taką fazę na chłopaków, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie mogłam słuchać niczego
innego, jak tylko ich. I to z "Up All Night" i wykonań z X Factor,
gdyż one mi się najmilej kojarzą. Nie, żebym nie lubiła "Take Me
Home".! Skąd, uwielbiam te piosenki.! Ale to te wcześniejsze odkrywałam na
początku mojej obsesji i zawsze będę stawiać je na piedestale. No i tak
zachwycałam się chłopakami, słuchałam ich piosenek, włączyłam odpowiedni plik i
zaczęłam opisywać ten mój pierwszy pomysł na opowiadanie o nich. Trochę
zmieniony, nie da się ukryć, bo w pierwotnej wersji Lou była jedynaczką i miała
oszaleć na punkcie Liama. Ale zostawmy Liama dla Danielle, nie będę ich
(przynajmniej w opowiadaniach) rozłączać :). Poza tym... Tak, wróciła mi ta
faza na Hazzę. Nawet i z podwojonymi siłami. Jeśli tego nie zepsuję czytając
jakieś dołujące mnie opowiadanie, będzie wspaniale. Bo uwierzcie lub nie,
uwielbiam pisać w takim łandajrekszynowym amoku :).
Dobra, jak zwykle rozpisałam się o bzdetach... Ale najważniejsze jest
przecież to, że chcę Wam ogromnie podziękować za te wspaniałe komentarze, które
zostawiacie pod kolejnymi rozdziałami i którymi motywujecie mnie do pisania. Bo
przecież gdyby nie Wy, moje pisanie ograniczyłoby się do "MAM POMYSŁ NA
NOWĄ SCENĘ... PASOWAŁOBY JĄ OPISAĆ... EEE, NIE CHCE MI SIĘ...". A tak, w
ramach pomysłu, zasiadam do komputera i po prostu piszę. Dla Was. I strasznie
mi przyjemnie z tą myślą :). Więc co by nie mówić, nie pozostaje mi nic innego
jak tylko Wam za to podziękować :)
KOCHAM WAS.! ;*
PS: Mam ochotę na nową perspektywę, co Wy na to.? Lou i Darlene to dosyć
odmienne osoby, ale jednak obie są dziewczynami, a ja potrzebuję jakiegoś męskiego
wyzwania... Więc pytam otwarcie: jest ktoś zainteresowany męską perspektywą.? A
jeśli tak, to jaką.? Bo w zasadzie mam pomysł, ale wolę najpierw poznać Wasze
propozycje... Może akurat zaczerpnę coś od Was :).
Jak zwykle świetny rozdział! Bardzo mi się podoba a ta dyskusja Lou i Hazzy wspaniały pomysł. A co do męskiej perspektywy może któryś z chłopaków byłby dobry w tej roli? Jako taka osoba trzecia ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńoj, rozdział jak rozdział, ale cieszę się, że Ci się podoba :).
Usuńdyskusja Lou i Hazzy... spodziewaj się ich więcej. tych dwoje zdecydowanie nie przypadło sobie do gustu :).
któryś z chłopaków.. ja wiem nawet którego konkretnie masz na myśli :).
się okaże :)
dziękuję za miłe słowo :)
pozdrawiam.! ;*
Genialny, uśmiałam się przy tym rozdziale. Uwielbiam fragmenty o wkurzonej Lou, chociaż za bardzo się jej nie dziwię. Młodsza siostra, która na widok jednego z członków ulubionego zespołu mdleje, to faktycznie niezła mordęga. Boooże, ja już sobie wyobrażam Darlene po powrocie do domu - cała w skowronkach, rozanielona, nawijająca jak katarynka, niemogąca mówić o niczym innym, jak tylko o jej idolu... Zbyt długo to ja bym takiej siostry nie zniosła. Jeszcze jakby wcielić w nią moją siostrę... No koszmar jakiś! Never ever, nie ma opcji.
OdpowiedzUsuńA co do perspektywy to proponowałabym Nialla jako to "męskie wyzwanie". Mógłby być jeszcze Scott, ale jakoś specjalnie za nim nie przepadam. -,-
Czekam na mnn. Pozdrawiam! xx ;*
wkurzona Lou... nie bój się, będziesz miała wiele okazji, by przeczytać o wkurzonej Lou :). to już taka osoba, wkurza ją wszystko i wszyscy. Rudy charakter :).
UsuńDarlene... zdecydowanie, jej powrót do domu będzie masakryczny dla Lou. ale siostra to siostra, jakoś to zniesie :). szkoda tylko, że to gadanie o Harrym tylko jeszcze bardziej ją zrazi do jego osoby. aż się boję jak ona zareaguje na niego, gdy znowu (może) się spotkają :).
Niall.? hm, ciekawe :). ale widzę, że blondyn wygrywa w głosowaniu, więc się wezmę za jego punkt widzenia. i będę musiała go określić... ale dam radę, kto jak nie ja :).
Scott.? o nie. ja się nie chcę wcielać w tego tchórza. wolę nie :). więc pozostaje Niall :)
pozdrawiam.! ;*
śświetny rozdział , cały blog i wgl wszystko ... czekam na dalszą część .!! bd zaglądaćć <333
OdpowiedzUsuńdziękuję za miłe słowa :)
Usuńpozdrawiam.! ;*
Czy to jest normalne, żeby uwielbiać aż tak fikcyjną bohaterkę? Lou - kocham cię! A ta kłótnia z Hazzą - mistrzostwo świata :) Już dawno się tak nie uśmiałam :) I tak sobie myślę, że dobrze, że mam młodszego brata, a nie siostrę, bo bym wykitowała ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że wróciłaś z nowym rozdziałem i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
Całusy :*
P.S. Jak najbardziej jestem za nową, męską perspektywą :) Mam nadzieję, że wybierzesz do niej któregoś z chłopaków, bo za Scott'em jakoś nie przepadam ;)
kochasz Lou.? o proszę... wiesz, że ona jest wredna, niemiła, wszystkich krytykuje.? i ciągle się ze wszystkimi kłoci, jak z Hazzą właśnie. ale skoro to Ci się podoba... mogę się tylko cieszyć :).
Usuńmłodszy brat... w sumie to nie wiem, ale prawdopodobnie nie zacznie się zachwycać Harrym. chociaż nigdy nie wiadomo :).
ciąg dalszy... no może uda mi się coś wymyślić :).
buziaki xx.
PS: no z pewnością to będzie któryś z chłopaków. za Scotta bym się nawet nie brała :)
ooojoj! kocham to opowiadanie! jest takie specyficznie
OdpowiedzUsuńzajebiste. *.* Jak zwykle z resztą świetny rozdział,
dlatego z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Lou
nie chciała pójść? ;c jestem taka ciekawa co się dalej wydażrzy...że bosz, muszę coś zjeść..-.-' A co do
perspektywy to proponowałabym Nialla, lub Harrego. Scotta
bym nie chciała, coś gościa nie polubiłam..
życzę weny i czasu na pisanie <3
pozdrawiam Aniaa
cieszę się, że moje opowiadanie Ci się podoba :). lepszego komplementu nie mogłam sobie wymarzyć xx.
Usuńco się dalej wydarzy.? muszę pomyśleć. i znaleźć chwilę między serią zajęć, by wszystko opisać. mam nadzieję, że długo czekać nie będziesz xx.
Niall.? okej, najwięcej głosów było na niego, więc to z nim się pomęczę. a niech będzie co ma być xx. i powiem Ci, ze nie jesteś jedyna, która nie przepada za Scottem. taki jego urok xx.
buziaki xx.
Mam takie pytanko, możesz dodać opcję zaobserwowania tego bloga? ; )
OdpowiedzUsuń